poniedziałek, 30 listopada 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Barwy" 2 października 2009 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki - Klub Literacki "Barwy"


Salonik Artystyczny Filii nr 16
Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Rudzie Śląskiej

2 października 2009 r.

W programie:

godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Marcinem Rokoszem
godz. 18.00 dyskusja o poezji współczesnej - Julia Hartwig "To wróci"
godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza, Warsztaty Literackie

Marcin Rokosz




POETA

myśli podparte pod brodę
oczy wczytują wiersze
niewypowiedziany uśmiech przytakuje słowom

Marcin Rokosz - polonista, filolog i kolejny „barwowicz”, który ma do powiedzenia rzeczy ważne, nie cierpiące zwłoki, dlatego do Klubu Literackiego "Barwy", przyjeżdża aż z Cieszyna.

Ale nie zawsze tak bywało. Kiedyś Marcin miał do nas znacznie bliżej. Mieszkał w Rudzie Śląskiej, a pracował w Zabrzu. Dziś uczy języka polskiego w jednej z cieszyńskich szkół. W "Barwach" stawił się Marcin kiedyś tam przed laty i pozostał w tym „kolorowym” towarzystwie, do którego oczywiście pasuje w 100 procentach. Jak każdy, kto do nas trafia i potrafi rozdawać swoje myśli.

Od kilku lat w pierwszy piątek miesiąca, niezależnie od warunków atmosferycznych, nasz kolega dzielnie przemierza około 100 kilometrów, aby podzielić się wierszem. U jego boku jest zawsze żona Ania, która użycza swojego ciepłego głosu filozoficznej poezji Marcina, bo niestety! - w naszym Turnieju Jednego Wiersza Marcin nie czyta swoich tekstów! Dlaczego? Może dziś odpowie na to prościutkie pytanie.

Utwory pisane przez Marcina (czytane przez Anię) są nie tylko ciekawe i mądre, ale zarazem trudne do szybkiego odczytania i odszyfrowania. Wymagają skupienia, umiejętności abstrakcyjnego myślenia oraz w wielu przypadkach zarówno szerokiej wiedzy, jak i oczytania. Interesująca metaforyka, niebanalne treści - taki zestaw sprawia, iż niejeden tekst kolegi, zdobył już laur zwycięstwa.

Ale jak tu nie pisać mądrze i dojrzale, kiedy każdego dnia spogląda się na przepiękny krajobraz Beskidu Śląskiego? Jak tu nie czerpać natchnienia z tej otaczającej wspaniałej przyrody, nawet wtedy, jeżeli to beskidzkie piękno nie zawsze zawarte jest w poszczególnych tekstach naszego kolegi.

Marcin Rokosz – poważny, gdy słucha, poważny w swojej wypowiedzi, po której niemal zawsze na jego twarzy pojawia się uśmiech. Chwali i krytykuje, czyli zachowuje się tak, jak na "barwowicza" przystało. Po prostu bierze czynny udział w naszej poetyckiej zabawie, która chociaż z przymrużeniem oka, to i tak przez nas wszystkich traktowana jest bardzo, ale to bardzo poważnie.

W towarzystwie jesiennych klimatów...

zapraszamy na październikowy wieczór
z poezją
Marcina Rokosza.

Wybiła godzina 17.30




Jak widać na historycznej już fotografii, teraz wszystkie myśli opierają się o czoło Marcina.
Powitałam gości, którzy zebrali się wokół poety



I rozpoczęło się kolejne spotkanie z przedstawicielem Klubu Literackiego "Barwy". Nadszedł czas, by usłyszeć wiersze bez podkładu żeńskiego głosu. Dziś czyta sam - Marcin.



Zapanowała cisza, która zawsze towarzyszy poetyckim wyznaniom siebie. Słuchamy! Słuchamy, co też ciekawego, poprzez metaforę, poprzez porównania ma do powiedzenia nasz kolega. Dowiemy się, jaki język poetycki, trafia do serc gości przybyłych na spotkanie. A wiemy, że ten poetycki języczek nie omija też umysłu, który chłonie każdy aspekt przedstawionego nam utworu.

Wszyscy goście słuchali z niezwykłą uwagą. Ale ci najbliżsi Marcinowi patrzyli na poetę z dumą, a kręcące się w oczach łezki były dowodem wielkiego wzruszenia. A Marcin czytał pięknie z akcentem na wszystkie ważne kwestie, na które chciał zwrócić szczególną uwagę słuchaczy. Wiersze niezwykle ciekawe zarówno w formie, jak i treści. Zatem całkowicie oddaliśmy się poezji.

W trakcie naszej wierszowej nostalgii i nietuzinkowych przeżyć do Saloniku przyszli redaktorzy. Jedni z kamerą i mikrofonem, a drudzy z dyktafonem i notesem – to telewizja SFERA i lokalna prasa – "Wiadomości Rudzkie". Przedstawiciele mediów wysłuchali wierszy i po spotkaniu porozmawiali z Marcinem Rokoszem na temat jego twórczości, zainteresowań oraz priorytetów poetyckich.

I tak minęło kilkadziesiąt minut wieczornej październikowej uroczystości. Na zakończenie brawa dla Marcina Rokosza, który uraczył nas strofami swoich wierszy. Następnie jak to bywa w "Barwach" – przemeblowanie i rozpoczynamy spotkanie dyskusyjne.


Dziś dyskusja o tomiku poezji Julii Hartwig pt. To wróci. O napisanie recenzji pokusił się Grzegorz Derner.

Julia Hartwig
To wróci

Przyjęło się mówić o Julii Hartwig że to – obok Wisławy Szymborskiej – druga „wielka dama” polskiej poezji. Rzeczywiście w ostatnich latach autorka jest niezwykle aktywna twórczo - wydaje co roku nowe książki z poezją, esejami, przekładami i dziennikami jej licznych podróży. Nie może być jednak inaczej, bo interesuje ją wszystko "z bardzo różnych okolic życia". W samym tylko 2007 roku na rynku ukazały się dwie książki sygnowane nazwiskiem Hartwig - rewelacyjny zbiór szkiców Podziękowanie za gościnę (wyd. słowo/obraz terytoria) i nowy tomik wierszy To wróci (wyd. Sic!).

Niełatwo znaleźć wspólny mianownik dla tych wierszy połączonych jednym tytułem To wróci. A jednak, gdy przeczytamy te czterdzieści wierszy, nie opuści nas szybko poczucie, że mają ze sobą trochę więcej wspólnego niż na pierwszy rzut oka widać. Wiersze Julii Hartwig są często krótkie, wręcz aforystyczne, napisane z wielką prostotą, ale – jak to często bywa z poezją późnego wieku – dotykające tematów zasadniczych dla egzystencji jednostki. Wielką rolę gra w tej poezji chwila, zapatrzenie, nagłe skojarzenie - jak pisze Jerzy Jarzębski - z każdego zetknięcia z materią życia może nagle wysnuć się refleksja o nieskończoności. Można powiedzieć, że proste zdarzenia i doznania obciąża coraz większe pragnienie, aby coś istotnego znaczyły – przyłożone do niepowrotnie utraconej przeszłości i wciąż nie rozpoznanej, a coraz to dla jednostki szczuplejszej przyszłości.

O wielka radości odczuwania smutku i cierpienia

O doświadczenie, które krążysz w naszych żyłach

Co z tobą począć? Co począć?

(„Serce dnia”)

Co począć ze światami, które były kiedyś naszymi? Co począć z przeżyciami, na które nie ma już miejsca? Co począć z odłamkami innej rzeczywistości, które utkwiły w nas i – niepodatne na żadną zmienność – nadal stanowią tak istotną, choć dla innych już niezrozumiałą, sferę życia?

Spokojny i zapatrzony

nie przestawał być gdzie indziej

bo wnętrze jego pełne było obrazów

(„Gdzie indziej”)

Taki jest ten tom wierszy, w którym scena goni scenę, przesuwają się przed oczami kolejne miejsca, osoby, realia... Poetka przemieszcza się w czasie bez kłopotu. Ale to nie przynosi jej ulgi. Ciężar istnienia staje się bardziej uciążliwy, jeśli „wnętrze jest pełne obrazów”. Ukojenie jest być może dostępne jedynie poza ową wielowymiarową sferą przeżycia, poza „krążącym w żyłach” doświadczeniem. Poza przeszłością i przyszłością, w wątłej realności tego, co trwa:

Stanęła w ciemności przy oknie i patrzyła

Czarne jezioro bezksiężycowe niebo

ciemny ledwo widoczny zarys nagich gór

wszystko zatopione w utajonym napięciu trwania


Oddalenie od własnego istnienia było tak wielkie

obcość tak kojąca

jakby dusze zapomniały o tym co przeżyły (...)

(„Nocą w Bellagio”)

Być może dla poetki najpełniejszym szczęściem pozostaje owa związana z ogromem doświadczeń „wielka radość odczuwania smutku i cierpienia”. Być może do pełnego szczęścia konieczne jest doświadczenie przemijania. Albo może odwrotnie - moc trwania jest tak wielka, że „dusze zapominają o tym co przeżyły”, na chwilę uwalniają się od ciężaru doświadczenia i związanego z nim nieodłącznie czasu.

W tym zbiorze szczególnie daje o sobie znać upodobanie Hartwig do muzyki, która podobno zawsze towarzyszy jej podczas pracy. Pisze piękne wspomnienie o zmarłym wiolonczeliście Mścisławie Rostropowiczu ("Rostropowicz"), o sonatinie Ravela ("Bagatelka"), uczuciach i zmiennych nastrojach, jakie towarzyszą słuchaniu Wariacji na temat Diabellego Beethovena ("Na temat wariacji Diabellego"), pieśniach Schuberta ("Pociecha"). Nie mówiąc o prawdziwym portrecie Janis Joplin ("Janis"), kiedy zaznacza beznadziejne wołanie o pomoc triumfatorki estrad.

To wróci można więc czytać także jako wędrówkę w poszukiwaniu sekretu piękna, albo może sekretu wielkości, poetyckiego, malarskiego czy muzycznego geniuszu. O ten sekret pyta poetka wielu twórców: Keatsa, Iwaszkiewicza, Goethego, Miłosza, Dantego, Norwida, Van Gogha, Celnika Rousseau, Diabellego, Rimbauda, Krystiana Zimmermana, Lutosławskiego, a ich odpowiedzi są z reguły proste – i nieskończenie trudne w realizacji, jak ten postulat wiary w realność naszych tworów, która każe Celnikowi Rousseau bać się namalowanego przez siebie tygrysa.

Leszek Szaruga zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt wierszy z tego tomu: ich narracja "zawieszona jest w jakimś >pomiędzy< - pomiędzy realnością i nierealnością, między czasem przeszłym i przyszłym w ich niedokonaniu. Dokonaniem jedynym - a i ostatecznym - jest to, co, jak zwiastuje pointa" wiersza zatytułowanego "Blues":

przychodzi tak niespodziewanie

to przychodzi

o tak

tak niespodziewanie.

Może najdobitniej właśnie dociera do nas "logika paradoksu, jakim naznaczona jest nasza egzystencja" - z jednej strony skazanie na nieuchronną katastrofę, z drugiej przejście nad nią do porządku. Jednym, co wydaje się pewne, to niepewność, celowe błądzenie pod "ciężkim oddechem wszechświata" (świetnie opisane w wierszu "Zona"). Ale też jest w tym niezgoda na to, co znane - los człowieka. My przecież wciąż "czekamy na inną opowieść" - co więcej, powtarzam za L. Szarugą - "wiemy, że ona istnieje, wyczuwamy jej rytm, choć nie znamy melodii". Wiemy jedynie, że nasze życie jest jej zapowiedzią. I to może jest najbardziej charakterystyczne dla późnej, pełnej filozoficznej zadumy poezji Julii Hartwig.

Grzegorz DERNER


Po żywej dyskusji na temat poezji Julii Hartwig, przystąpiliśmy do następnej części programu „Barw”. To znaczy - przed nami Turniej Jednego Wiersz i Warsztaty Literackie.

I zaczęli "barwowicze" (niektórzy), czytać swoje wiersze. Słuchamy z uwagą! Chcemy wiedzieć, co ciekawego ma do powiedzenia każdy z uczestników turnieju. I oczywiście (co dla nas ważne), w jaki sposób próbuje wyrazić swoje myśli. Po dwukrotnym przedstawieniu swojego utworu, mamy chwilę na przemyślenia. Później głosowanie iiiiiii poooo-szło! głos po głosie. Okazało się, że najwięcej punktów zdobył wiersz Mirki Pajewskiej. Duże brawa, gratulacje uścisk prezesa, książka i zdjęcia.


Następnie dalsza część, czyli egzekucje – po kolei wiersz po wierszu.
No i fruwały nad stołem kartki papieru z zapisanymi wierszami. Każdy zerka i czyta, i myśli, i zastanawia się, co by tu powiedzieć i o tym, i o tamtym tekście. Co tam u kogo skreślić, co tam wyrzucić? a może tytuł? a może coś zmienić? coś przestawić z jednego miejsca na drugie? Och biedne te wszystkie słowa, ułożone w niebanalny ciąg logiczny (tak wydaje się piszącemu). Teraz oto w tej części spotkania wiersze i ich właściciele doznają prawdziwego rozedrgania. A dźwięk głosu wypowiadającego się nabiera iście egzekucyjnego tonu. Każdy broni przed śmiercią swoich wypisanych słów. Nie każdy też z pokorą pozwala na ścinanie głów tym swoim wyrazom. Niektórzy walczą o dalsze ich istnienie.

Zdajemy sobie sprawę, iż rozpoczynając turniej jedziemy na drewnianym wozie jak grupa skazańców. Gilotyna czeka. Sami postawiliśmy ją w centrum miasta. Sami skazujemy się na skreślenia i z bezwzględnością i surowością wykonujemy wyroki.

Ta egzekucyjna dyskusja często decyduje o życiu bądź unicestwieniu tekstu, a tym samym i bytności jego właściciela. Kto słaby – godny jest współczucia, kto ma nerwy ze stali – ten przetrwa. A są wśród nas kobiety i mężczyźni – poeci wrażliwi, ale jakże często z ostrzem na wargach, ale można ich zobaczyć i z uśmiechem na ustach. Występują też z mieczem w ręku, ale i z pomocnym podaniem dłoni. Tak dla równowagi.

Dyskutujemy! Jednakże w pewnym momencie kończy się ta wierszowana walka. Upływa czas i pora do domu. A w domu? W zakamarku duszy przy ciepłym kominku (kaloryferze) stygniemy. Zbieramy te wszystkie opowieści i zastanawiamy się, kto miał rację. Egzekutor, czy ten, co po drugiej stronie. Wszyscy mamy cięte i ostre jak brzytwy języki, a po takim cięciu-ścięciu trudno na swoim miejscu ustawić głowę. Ale z pomocą twórczych myśli - udaje się. Dlatego też w każdym następnym miesiącu znów służymy sobie wierszem.

Już czekamy na listopad. Czas biegnie. Biegnie w swoją stronę, a my na przekór egzekucjom piszemy wiersze – bawimy się poezją zawsze tak samo – inaczej, jakby nam tego czasu nie przybywało, nie ubywało A może na złość minionym i przyszłym zapisujemy siebie.


Do następnego wiersza.

Danuta Dąbrowska-Obrodzka

piątek, 27 listopada 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Barwy" 5 czerwca 2009 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki - Klub Literacki "Barwy"

Salonik Artystyczny Filii nr 16
Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Rudzie Śląskiej

5 czerwca 2009 r.

W programie:
godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Mirosławą Pajewską
godz. 18.00 dyskusja o "Pomarańczy Newtona" Ewy Lipskiej
godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza, Warsztaty Literackie

POETKA - Mirosława Pajewska...


... od wielu lat uczestniczy w spotkaniach Klubu Literackiego "Barwy". Mirka jest również laureatką Turniejów Jednego Wiersza, które należą do cyklicznego programu barwowiczów. Poetka zdobywa także laury w konkursów poetyckich organizowanych przez inne ośrodki kultury.

Wiersze poetki znalazły swoje miejsce zarówno w Almanachach Klubu Literackiego "Barwy" oraz w wielu innych zbiorach poezji. Jak każdy barwowicz, ma swoją poetykę i swój sposób przekazywania czytelnikowi własnych spostrzeżeń, myśli i dywagacji na temat otaczającego świata.

To kolejny dowód, że w Klubie Literackim "Barwy" - mimo iż w tym roku kończy on 25 lat działalności – każdy z klubowiczów zachował odrębny język, styl, metaforykę, a co najważniejsze: nikt nie stara się naśladować innego poety.

Mirka jest częstym gościem w klubach poetyckich, które działają w miastach ościennych. Opowiada nam o tych spotkaniach i o ludziach, których poznała.

Miłośników poezji zapraszamy na spotkanie autorskie z Mirosławą Pajewską.

Mirka jak ten czerwcowy wiatr kręciła się po Saloniku Artystycznym oczekując swoich gości.
Przyszli!


Na naszym stole zapalona świeca, na swoim miejscu stoi piękna rzeźba Sowy. Mirka przyniosła na spotkanie swój talizman, na szczęście udanego wieczoru. Był to kamień, którego natura wyrzeźbiła tak pięknie, jakby długo przebywał w rękach zdolnego artysty.


Wszystko przygotowane. Powitałam gości. Przedstawiłam poetkę i oddałam jej głos.


Mirka na wstępie podzieliła się z nami swoimi refleksjami na temat Klubu Literackiego "Barwy". Powiedziała o tym, co zadecydowało, że od 15 lat niemal co miesiąc uczestniczy w spotkaniach.
Następnie wprowadziła nas w swój jedyny i niepowtarzalny poetycki wszechświat.


Czytała wyraźnie i głośno, z przejęciem w głosie. Czytała wiersze - zarówno te napisane przed laty jaki i te napisane „dziś”. Nie był to chronologiczny obraz twórczej drogi naszej koleżanki, ale ten zabieg w niczym nie przeszkodził słuchaczom w odbiorze poezji Mirosławy Pajewskiej.

Mirka nie wprowadziła nas w klimaty nostalgii i magicznych uniesień. Dlaczego? Ponieważ Mirka posiada dar krwawego opisu rzeczywistości. Aura czerwcowego chłodu i wietrznego popołudnia i aura tekstów uzupełniała się wzajemnie. Czerwiec miał być ciepły – nie jest. Świat opiewany przez poetkę miał być piękny – nie jest.

Mirka nie chce ujarzmić i zbrutalizować tego piękna, chce zwrócić uwagę czytelnika na szereg prawd, które dziś odwrócone w lustrze, powinny być uszeregowane i trafić na swoje miejsce. Poetka nie daje recept, nie dramatyzuje, daje czytelnikowi wolną wolę.

Po przeczytaniu ostatniego tekstu rozległy się oklaski. Jeszcze tylko tomik poezji na pamiątkę wieczoru i spotkanie przechodzi do historii. Czas rozpocząć dyskusję o innych wierszach innej poetki - dziś Pomarańcza Newtona Ewy Lipskiej.


O zrecenzowanie tego tomiku poezji pokusiła się Barbara Janas-Dudek:

Legenda głosi, że Newton siedząc pod jabłonią został uderzony w głowę przez spadające jabłko. Uświadomił sobie, że upadek ciała na Ziemię i ruch ciał niebieskich są powodowane tą samą siłą – grawitacją. Przekorna pomarańcza Ewy trafia w okładkę tomu jej wierszy, który trzymam przed sobą, na okładce pęknięcie. Odgarniam strony i wchodzę zwabiona inspiracją autorki. Pierwsze uderzenie słowa i wgniecenie na stronie obok... Swobodna gra słów przechodzi z politycznych zakamarków w Boga, który „przyznał się, że jest tylko człowiekiem...”. Świat zdaje się obiecywać zbyt wiele, a jego obietnice są bez pokrycia.

Ewa Lipska w kolejnych wersach przemierza epoki mówiąc "wszystko się zmienia". Od najgłębiej położonych słów panta chorei, przez czas bliżej przeszły, a mianowicie
T. Różewicza (Wszystko się zmieniło, ale nic nie widać), skupiając uwagę na dniu dzisiejszym i osobistym odbiorze zmieniającej się teraźniejszości... Stąd regularna odmiana czasowników byli, jesteśmy, będziecie... Ewa Lipska maluje obrazem, który zdaje się być żywcem wyjęty z pierwszego planu Młodego Bachusa Caravaggia – martwa natura, symbolizująca przemijalności życia. Jak widać, wiersze Ewy są zarażone bogactwem wiedzy - wiedzy, która pozostawia piętno i ewoluuje... niczym światło Newtona posklejane z cząstek pierwotnych i teraźniejszych... Zdawałoby się, że w każdej strofie następuje inne wcielenie transformacji mutujących w „osieroconą przyszłość”. Wzrok podąża dalej... Ze spraw wielkich, delikatne przejścia w intymną codzienność. Niczym Byronowska „nić w cudowne wzory kształcona i złota” autorka związuje osobisty świat z wszechświatem; siłę zewnętrzną z mikrokosmosem wewnętrznego przeżywania. Jednocześnie wymyślając swój świat od nowa. Jak pisze R. Kapuściński w Drugiej Arce przetrwa ten kto stworzył swój świat”. „Zrobił to Bóg, a po nim Homer, Michał Anioł, Mozart, Rafael, Bosch, Renoir, Chagall, Cervantes”. (Silvano De Fanti.)

Na Newtona spada jabłko „kiedy leży pod roztargnionym drzewem”, na podmiot liryczny spada człowiek, dla którego autorka podjęła próbę stworzenia świata poezji, który może przetrwać w pamięci. Z przyjemnością wchodzę na balkon rynku starego miasta, a może Rzymu. Wersy ścielą się łagodnie. Otwieram drzwi książki i płynę niesiona kolejną warstwą zdarzeń...

Barbara Janas-Dudek


Po tych dywagacjach pora na Turniej Jednego Wiersza. Barwowicze czytają!

Czytają swoje magiczne słowa, oczekując, że tym razem to już z całą pewnością oczarują słuchaczy. I tak się dzieje. Rzucamy urok na wszystkich dookoła. Czekamy na głosy, na potwierdzenie wrażliwości, wielkości i wszelkiego doceniania – chociażby tylko ten jeden jedyny raz.


Po głębokim zastanowieniu głosujemy. Po podliczeniu wszystkich punktów prezes ogłasza wynik. Tym razem doceniony został utwór poetycki Barbary Janas.

Dla laureatki oczywiście oklaski, książka, dyplom i fotka na pamiątkę.

Nie tracąc czasu na dalsze ceregiele przystępujemy do części najbardziej emocjonującej. Rozpoczynamy Warsztaty Literackie. Teraz okaże się, kto zaczarował, kto tylko czarował, a kto zaimponował bez czarodziejskiej różdżki.

Kłócą się emocje z emocjami. Pienią się słowa ze słowami. A wszystkie te uczucia w jednym kotle wypełnionym po brzegi cieczą kolorowego atramentu. A dzieje się to w towarzystwie złej czarownicy i dobrej wróżki. Odprawiamy czary. Zaklinamy słowa. Rzucamy do kotła szczyptę onomatopei z garścią przenośni. Dwie łyżki porównania z łyżeczką realu. Mieszamy dokładnie – metaforę z symbolem. Mieszamy starannie gęsim piórem zakończonym ostro. Podgrzewamy niecierpliwość. Dosypujemy dziegciu i kilka mądrych słów. Dolewamy oliwy do ognia i płonimy niczym poetyckie pochodnie. Rozgrzane policzki, wnikliwe spojrzenia, wyrafinowane miny.

Na koniec posypujemy głowy popiołem na znak pojednania i uśmiechnięci opuszczamy Salonik Artystyczny Filii nr 16. Udajemy się w swoje magiczne miejsca i w następnym kotle precyzyjnie układamy warstwa po warstwie kolejne słowa tworzące następny nasz WIELKI WIERSZ.

Do następnego wiersza.

Pozdrawiam, Danuta Dąbrowska-Obrodzka

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Barwy" 8 maja 2009 r.

***
Dyskusyjny Klub Książki - Klub Literacki "Barwy"
Salonik Artystyczny Filii nr 16


Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Rudzie Śląskiej

8 maja 2009 r.

W programie:

godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Beatą Bigos
godz. 18.00 duskusja o poezji Tadeusza Kijonki
godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza, Warsztaty Literackie



Beata Bigos - "pomarańczowa barwowiczka".

Beata Bigos do Klubu Literackiego „Barwy” trafiła w 1997 roku. Beata – uśmiechnięta plastyczka - bardzo często z pasją i barwnie opowiada nam o osiągnięciach swoich uczniów. A uczy Beata plastyki, natomiast poezja jest jej pasją literacką.

Większość utworów poetyckich Beaty zależy od koloru. Dlaczego? Po prostu w wierszach tej autorki dominuje kolor, a w szczególności kolor pomarańczowy, co czyni te wiersze pogodnymi, ale nie wesołymi, raczej refleksyjnymi. Podmiot liryczny poszukuje miłości szczęśliwej. Co więcej, wierzy, że taką miłość odnajdzie.

Teksty Beaty Bigos nacechowane są nadzieją. Po ich analizie, ta właśnie nadzieja przenosi się na czytelnika. Poezja, która działa niemal terapeutyczne, nie męczy, nie poucza i nie mędrkuje.
Beata, oczywiście, jak każdy barwowicz zdobywa laury na poetyckim polu. Jej wiersze ukazały się w almanachach Klubu Literackiego "Barwy" oraz w tomiku pt. Ziemia Druid. Jest także aureatką Turniejów Jednego Wiersza.

Na Warsztatach literackich stara się zauważyć w innych tekstach to, co piękne, to, co mądre i to, co wzrusza. Nie jest agresywna i wybuchowa w swoich wypowiedziach na temat wierszy koleżanek i kolegów. Woli milczeć i przełknąć słowa, które pewnie nie raz cisną się na język.

Ale nasza „pomarańczowa barwowiczka” jest ciepła i serdeczna. Z pomarańczowym jej do wiersza.

Dzisiaj jest okazja, aby Beata podzieliła się swoją twórczością szerokiej publiczności – mianowicie użytkownikom Filii nr 16 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rudzie Śląskiej. Wszystkich miłośników poezji zapraszamy na wieczór autorski, na spotkanie z wierszem Beaty Bigos. Rozpoczynamy punktualnie o godzinie 17.30.

Publiczność zajęła już swoje miejsca.

Do moich obowiązków, jak co miesiąc, należy przedstawienie autora. Następne pięć wielkich minut wypełnia całym sobą gość i bohater wieczoru.


Zaczęła Beata czytać swoje wiersze.
W Saloniku zrobiło się cicho. Tylko głos Beaty brzmiał czysto i wyraźnie. Skoncentrowani na słowach słuchacze chłonęli każdy tekst. W nastroju majowego słońca i nie tak majowej, acz nostalgicznej poezji minęło trzydzieści minut. Beata przeczytała ostatni tekst, ukłoniła się pięknie i z radością przyjęła brawa i kwiaty. W konwencję wieczorów poetyckich wpisane są także pamiątki – tomik poezji wielkich tego poetyckiego świata i zdjęcia do albumów naszych i waszych.

Po tych minutach czas ustawić stoły i rozpocząć dyskusje, turnieje i warsztaty. Rozpoczynamy od dyskusji na temat poezji współczesnej. A jest o czym rozmawiać.


Tego wieczoru skupiliśmy się na poezji Tadeusza Kijonki, który gościł w Saloniku w grudniu 2008 roku. Jak dotąd nie było okazji porozmawiać o wierszach, które Pan Tadeusz przedstawił na spotkaniu autorskim, jakie miało miejsce w Klubie Literackim "Barwy".

A wiersze, czytane przez autora, pisane prostym językiem, bez zbędnych udziwnień, sprawiły, że każdy z nas chłonął je całym sobą. Sposób przedstawienia swoich myśli, ciekawy i dla większości odbiorców zrozumiały. Treści niebanalne ubrane w słowa, o filozoficznej nucie i dotyczące egzystencji człowieka. W każdym utworze dominuje dojrzałość wypowiedzi twórcy, doświadczenie życiowe, jak również fachowość literacka. Trudno się dziwić. Przecież Tadeusz Kijonka to ceniony i znany twórca i dziennikarz.

Zapewne było to dla słuchaczy niezapomniane przeżycie twórcze, z którego można czerpać inspirację. Na spotkaniu dyskusyjnym z przyjemnością rozmawialiśmy o myśli twórczej, którą przekazał nam Tadeusz Kijonka.

Następnie turniej. Uczestnicy czekają. Mobilizujemy siły i do dzieła. Każdy czyta po swojemu - w sposób indywidualny i oryginalny. Jeden z uczuciem, drugi z przystankami, trzeci na wydechu, a czwarty szczególnie – tak „nowomodnie”. Reszta słucha i selekcjonuje myśli. Jedne słowa przyjmujemy, inne odrzucamy. A po przedstawieniu wszystkich wierszy, zastanawiamy się, na jaki utwór zagłosować. Mamy do dyspozycji trzy głosy.

Dziś okazało się, że zwycięski laur należy się Marcie. To jej wiersz zdobył tytuł wiersza miesiąca maja.


A teraz Warsztaty Literackie! Rozmowy! Kłótnie, dywagacje itd. Dyskutujemy o swoich tekstach, o swoich dzieciach ukochanych! To trudne rozmowy!

Przekonujemy siebie nawzajem. Uwzględniamy za i przeciw. Przyjmujemy krytykę i pochwały. Wałkujemy każdy tekst – solidnie, bez zmrużenia oka i zbędnych przemilczeń. Zdarzyło się komuś drobne potknięcie – ponosi konsekwencje. Nie pasuje jeden zwrot – tłumacz się, dlaczego nie popracowałeś nad tekstem. Przeszkadza jakieś słowo – wyrzuć je natychmiast. Coś jest genialne, chylimy czoła. To dobrze, że potrafimy się kłócić i godzić. Czasem zostać przy swoim zdaniu, a czasem przekonać się do racji innych.

I tak od wielu, wielu lat gawędzimy o poezji i uczymy się wierszy. Piszemy swoje po swojemu. Piszemy, piszemy, piszemy. Oby starczyło nam weny i siebie do opisania świata. Spotkamy się za miesiąc. Znów w wierszu.


Danuta Dąbrowska-Obrodzka

wtorek, 17 listopada 2009

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Łazach - spotkanie z Ireneuszem Twardowskim, 26 października 2009 r.

***
W dniu 26 października 2009 r. w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki odbyło się spotkanie autorskie z pisarzem Ireneuszem Twardowskim.

Ireneusz Twardowski urodził się w Warszawie, gdzie mieszkał przez 26 lat. Kilkanaście lat temu wybudował dom na malowniczej Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, gdzie wraz z żoną i córką mieszka w małej miejscowości Rokitno Szlacheckie.

Z wykształcenia jest politologiem, ale nie utożsamia się z tym zawodem, nie lubi polityki. Był dziennikarzem, współpracował z dwutygodnikiem „To i owo” i nauczycielem. W jego dorobku literackim znalazły się dotychczas dwie powieści kryminalne: Archiwum Soni i kontynuacja Interwencja Soni wydane w 2008 r.

Na spotkanie przybył z żoną Ryszardą i córką Marią. Pisarz już na początku spotkania nawiązał sympatyczny kontakt z członkiniami DKK oraz czytelnikami naszej Biblioteki. Opowiadał o inspiracjach twórczych, planach na przyszłość. Zdradził nam, że w wydawnictwie czeka na wydanie książka, która tak naprawdę powinna ukazać się pomiędzy Archiwum a Interwencją Soni, gdyż wyjaśnia rolę Rubika w Interwencji Soni. Powstaje również zakończenie perypetii Adama i Rubika w powieści zatytułowanej W labiryncie.

Pierwszym recenzentem jego książek jest żona i z jej opinią bardzo się liczy. Na pytanie czy boi się opinii czytelników, powiedział że nie, gdyż pisze dla siebie, chociaż w nadziei, że komuś to się może spodobać.

Jedna z klubowiczek zapytała, jakie książki zabrałby ze sobą na bezludną wyspę, wymienił trzy: Biblię, Dostojewskiego, Bhagawadgitę-świętą księgę Hindusów.

Szybko minęło prawie dwugodzinne spotkanie, zakończyło się wpisem autora do kronik: DKK oraz Biblioteki i zapewnieniem o następnych spotkaniach.

Halina Kudela




Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Łazach - spotkanie DKK, 29 października 2009 r.

***

XVII Spotkanie DKK
w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy Łazy

Na październikowe spotkanie wybrałyśmy do omówienia książkę współczesnego tureckiego pisarza Orhana Pamuka Nazywam się Czerwień.

Książka zapoznaje nas z trudną sztuką miniatur, które od wielu lat rozpowszechniły się na Wschodzie jako forma artystyczna. Za pomocą tych niewielkich rysunków, wymagających ogromnej precyzji wyrażano treść istotnych wydarzeń. Miniatura doskonalona poprzez środki wyrazu takie jak symbolika i mimika przedstawiała spojrzenie artysty z góry, a główni bohaterowie umiejscawiani byli jako postacie centralne. Tego typu malarstwo nie mogło sprostać sztuce Zachodu, gdzie zaczęto używać perspektywy, światłocienia, a co najważniejsze nie zapożyczano twarzy od osób trzecich (np. chińskich). Próbowano za pomocą nawiedzonych kaznodziei Proroka nie dopuścić do wpływu nowego malarstwa twierdząc, że taki obraz świata jest przynależny tylko Bogu.

Książka ma charakter poznawczy i prowokuje czytelnika do zadawania pytań. Kolejny raz przekonujemy sie o „sile” Koranu jako religii, wywierającej ogromną presję nawet na ludziach pragnących przeciwstawić się dotychczasowym schematom. Należy również zwrócić uwagę na formę graficzną wydania.

Każdy rozpoczynający się rozdział to fragment dokładnie tego samego ornamentu (symbol zdobnictwa).

Elżbieta Szafruga


wtorek, 3 listopada 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Dialog" 1 października 2009 r.

***

MARTA FOX

w Dyskusyjnym Klubie Książki "Dialog"
w Saloniku Artystycznym Filii nr 16

w Miejskiej Bibliotece Publicznej
w Rudzie Śląskiej


Marta Fox - polska poetka, powieściopisarka i eseistka.
Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Śląskim. Felietonistka miesięcznika "Śląsk". Debiut literacki - rok 1989 - opowiadanie Gra. Laureatka wielu głównych nagród w ogólnopolskich konkursach literackich (m.in. głównej w dziedzinie krytyki literackiej w Warszawskiej Jesieni Poezji - za esej o Annie Sexston). Otrzymała także dwukrotnie Grand Prix w Ogólnopolskim Konkursie Literatury Miłosnej. Powieść dla młodzieży Agaton-Gagaton... została wyróżniona w 1995 roku przez Polish Section International Board of Books for Young People w konkursie "Książka Roku". Marta Fox należy do wrocławskiego oddziału SPP.

Wydała ponad 30 książek (powieści, opowiadania, poezja, eseje), m. in. Kapelusz zawsze zdejmuję ostatni, Wielkie ciężarówki wyjeżdżają z morza, Magda.doc, Paulina.doc, Dotknij mnie, tak dawno nie miałem kobiety, Coraz mniej milczenia. O dramatach dzieciństwa bez tabu. Najnowsze książki Marty Fox to Paulina w orbicie kotów (2007), (2008), Kaśka PodrywaczkaKarolina XL (2009), Kobieta zaklęta w kamień (2009).

W swojej poezji autorka dzieli się z czytelnikiem stanami duszy, w erotykach oswaja serce i ciało. Tematem twórczości prozatorskiej są problemy dorastającej młodzieży. W książkach dla tak zwanych czytelników dorosłych Marta Fox podejmuje polemikę kobiecego, „być albo nie być”. Twórczość Marty Fox to dogłębna analiza ważnych tematów egzystencjalnych. Autorka odsłania niejedno tabu i otwiera to, co dotąd wydawało się niemożliwe do otwarcia. Powieściopisarka jest w pełni zaangażowana w każdy wątek, w każde zdanie, co sprawia, że jej twórczość jest niezwykle autentyczna. A taki autentyzm w beletrystyce ceni sobie większość jej odbiorców.

1 października 2009 roku. To znów był wyjątkowy wieczór w Saloniku Artystycznym Filii nr 16. Miłośnicy literatury na spotkanie autorskie z Martą Fox przyszli w strugach deszczu. Ale nie straszna nam pogoda, gdy pragniemy poznać autorkę tak ciekawych książek. Książek przeznaczonych dla każdego pokolenia.

Salonik Artystyczny przygotowany. Honorowe miejsce czeka na gościa. Ciepłym ogniem płoną już świece, na stałym miejscu usadowiła się nasza wyrzeźbiona sowa. Strzeże intelektualnego ogniska. Do spotkania pozostało 30 minut. W Saloniku gromadzi się publiczność.





Zbliża się godzina 18.00. Marta Fox wychodzi na „scenę”. Witana gromkimi brawami uśmiecha się do publiczności. I już ją poznali – lody nieśmiałości przełamane. Nasz Salonik wypełniony po brzegi. Dokładnie 64 osoby witały się oklaskami z Martą Fox. Taki był początek październikowego wieczoru. Za oknami chłód, a w Saloniku środek lata.

A ja znów miałam wielką przyjemność powitać gościa i poprowadzić spotkanie. Na wstępie podziękowałam Pani Marcie, że przyjęła zaproszenie i dziś w Dyskusyjnym Klubie Książki "Dialog" podzieli się z czytelnikami swoją twórczością. Jednak przed powitaniem tym
serdecznym, i tym oficjalnym przeczytałam wiersz poetki.


A może sen

Czułam twój oddech na szyi

jak dobrze, że to nie sen – pomyślałam

Czekaliśmy.
Pociągi przejeżdżały

Na co czekam? Zapytałam

Na nas – odpowiedziałeś spokojnie

Jak to na nas? Zdziwiłam się

Przecież my jesteśmy.
Stoimy na peronie

A jeśli nas nie ma?
Wystraszyłam się

to kim są ci, którzy czekają?

A jeśli jesteśmy – to kto wysiądzie z pociągu?


Do jego zakończenia dodałam komentarz, zwracając się zarówno do naszego gościa oraz do uczestników spotkania: Pani Marto! Dzisiaj ci, którzy czekają – to wspaniała publiczność. Szanowna Publiczności - na umowny peron Saloniku, na dzisiejsze spotkanie z pociągu wyszła: poetka, powieściopisarka i eseistka. Przed Państwem Marta Fox.



Zatem już za chwilę Wielkie ciężarówki słów wyjadą z morza tajemnic i zanim nadejdzie rozstanie pójdziemy wszyscy po nitkach babiego lata. Poznamy niebo z widokiem na niebo. A to, że do rana daleko to czeka nas coraz mniej milczenia i powie nam Pani jak to jest, że czerwień jeszcze raz daje czerwień.

I rozpoczęło się nostalgicznie i refleksyjnie. Oficjalnie również. To należy do moich zadań obowiązkowych, by nigdy nikogo nie pominąć. Każdy, kto dzisiaj przyszedł, jest bardzo ważny zarówno dla naszego gościa i dla mnie jako gospodarza tej placówki i moderatora DKK.

Zanim przeszliśmy do rozmowy, wszystkim obecnym przybliżyłam ideę powstania Dyskusyjnych Klubów Książki, a także przedstawiłam sylwetkę Marty Fox – miłośniczki słowa w każdym tego słowa znaczeniu.

Ten króciutki 10-minutowy wstęp to było przekroczenie progu, za którym licznie zgromadzeni słuchacze czekają na tę najciekawszą i właściwą część spotkania. Pora wykorzystać dany nam czas i oddać głos Pani Marcie Fox.

I potoczyła się rozmowa. Pani Marta odpowiadała na pytania zadane przez osobę prowadzącą, a później na pytania, które dobiegały ze strony publiczności. Długie rozmowy przeplatane były czytaniem poezji oraz fragmentami promowanej w tym dniu najnowszej książki pt. Kobieta zaklęta w kamień.


Bez pośpiechu, słowo po słowie poznawaliśmy Martę Fox – osobę niezwykle wrażliwą, ciekawą świata i ludzi. Osobę, do której (jak sama o sobie mówi) przyfruwają wiersze. Marta Fox opowiedziała nam, że w pewnym momencie swojego życia zapragnęła być, jak to określa, „samoswoja” i wzięła sprawy w swoje ręce. Ściślej mówiąc wzięła życie w prozatorskie pióro. I chociaż mocno stąpa po ziemi, to na moment potrafi oderwać się od tej ziemi i łapać fruwające poetyckie zdarzenia. A następne zgarnia w powieść wszystko, co dzieje się dookoła.

1 października 2009 roku byliśmy świadkami tych zdarzeń. Słuchaliśmy pięknych wierszy z erotyczną nutą, która tak wspaniale koresponduje z delikatnością kobiety. A później z tych poetyckich klimatów udało nam się przejść do prozy tej rozumianej literacko i tej rozumianej poniedziałkowo i świątecznie. Pani Marta ujęła wszystkich swoją otwartością na słuchacza i szczerością wypowiedzi.

W ten październikowy wieczór rozmawialiśmy bardzo poważnie o problemach dojrzewającej młodzieży, o pozytywnych i negatywnych emocjach, o uczuciach i szeroko rozumianych relacjach międzyludzkich. Każdy docenił, iż ważne jest „Nie – milczenie” twórcy w kwestii tematów trudnych i niewątpliwie istotnych dla każdego człowieka. Myślę, że to cecha charakteru godna do naśladowania przez każdego z nas.

Dyskutowaliśmy również o książce jeszcze cieplutkiej, takiej do zaczytania pt. Kobieta zaklęta w kamień. Dowiedzieliśmy się o przesłaniu tej książki, o genezie jej powstania. Rozważaliśmy, ile z naszego Ja można jeszcze ocalić, a ile jest już zaklęte w kamień.

Pomimo poruszanych tematów, tych zasługujących na niezwykłą powagę wypowiedzi, co rusz wplatane były jak w warkocz cenne pasemka uśmiechu i humoru. Bo jak to w życiu – łączymy chwile radości, powagi i szczerego śmiechu. Tego dnia poznaliśmy nie tylko głębię twórczej drogi Marty Fox, ale przede wszystkim poznaliśmy kobietę nietuzinkową, pisarkę, która w ręce czytelników oddaje książki niebanalne, pobudzające do myślenia. Książki, w których autorka nie moralizuje nie przemyca dydaktyzmu.

Powieści Marty Fox przepełnione są emocjami, uczuciem, różnymi stanami ducha. Autorka celnie diagnozuje opisywaną rzeczywistość i dzięki kreacji bohaterów wskazuje czytelnikowi konsekwencje przyczynowo-skutkowych zachowań. Wnioski i oceny pozostawia odbiorcy. Książki powieściopisarki cieszą się niezwykłą popularnością. A sama autorka to osoba niesłychanie ciepła, serdeczna, która od pierwszej chwili potrafiła zjednać sobie publiczność.

Spotkanie przebiegało w poetyckim nastroju i ciepłym klimacie. Toczyło się w atmosferze wzajemnej życzliwości, z dużą dozą humoru, przeplatanego wyjaśnieniami na tematy zawarte w książkach i równocześnie interesujące zgromadzonych wokół twórcy czytelników. Każda odpowiedź na zadane pytanie była obszerna, gruntowna, w pełni satysfakcjonująca fanów twórczości Marty Fox.

Jednakże zegar nieubłaganie odmierzał nam czas. Tyle jeszcze tematów do omówienia, tyle pytań niezadanych i tyleż samo nieusłyszanych odpowiedzi. Październikowy wieczór, jakże ciepły (pomimo chłodu za oknami) powoli, powoli dobiegał końca. Zanim jednak nastąpiła ta intymna chwila, to sam na sam czytelnika z twórcą, czyli dedykacje, autografy, pięć minut dla reporterów, na naszego gościa czekała niespodzianka.

Pani Marta została poproszona, aby swój pierwszy podpis złożyła na portrecie z własnym wizerunkiem, portrecie pędzla Jerzego Obrodzkiego. Taki już zwyczaj w Saloniku Artystycznym, że goście DKK podpisują portrety, które wzbogacają galerię Saloniku Artystycznego Filii nr 16.
Myślę, że niespodzianka z portretem była dla Pani Marty Fox dużym zaskoczeniem.


Tej historycznej i niezwykle uroczystej chwili asystował sprawca „portretowego pomysłu” – malarz Jerzy Obrodzki.

Po tym doniosłym i wzruszającym akcie oczywiście czas na podziękowania za wspaniały wieczór. Kwiatowo – bohaterce. Z ukłonem głębokim - publiczności. Wieczór zakończyłam słowami, którymi w 2007 roku rozpoczęłam działalność Dyskusyjnych Klubów Książki i powołałam do życia Salonik Artystyczny:

Homo creato locus – ludzie tworzą miejsca. Dzięki tym wszystkim, którzy dziś zaszczycili nas swoją obecnością to miejsce znów zostało stworzone. Mamy świadomość, iż każde spotkanie z wybitną osobowością to największe przeżycie twórcze dla każdego człowieka. Poprzez żywy kontakt z autorem słowo nabiera szczególnego znaczenia, spotkania autorskie to dla miłośników literatury prawdziwa duchowa uczta. Tę ucztę - tego wieczoru wszyscy wspólnie kreowali. A rozmowa z Martą Fox wzbogaciła nas duchowo, emocjonalnie i intelektualnie.

Kończąc spotkanie, miłośników literatury zaprosiłam na kolejne dyskusje o książce oraz na wieczór autorski z profesorem Marianem Kisielem – poetą, krytykiem literackim. Spotkanie odbędzie się 5 listopada o godz. 18.00. Rozpoczęło się poetycko, a zakończyło się literacko.

"Wróciła do domu, zrzuciła pelerynę, kapelusz wsadziła na głowę złotego popiersia manekina, stojącego na komódce i ku zdziwieniu Tomasza od razu usiadła przy biurku, nie zakładając nawet ciepłych skarpet, jakie zwykła nosić zamiast kapci. Otworzyła laptop i pomijając zwyczajowe sprawdzanie poczty otworzyła nowy dokument, wystukała tytuł, a zaraz potem pierwsze zdanie, to najważniejsze, od którego można było zacząć wielkie pisanie."
Fragment książki Marty Fox Kobieta zaklęta w kamień

Życzę państwu jak najmniej zaklęć w kamień.

Zacznijmy WIELKIE!

Kłaniam się! Do zobaczenia!

Danuta Dąbrowska-Obrodzka

I rozpoczęła się jego dalsza część spotkania.

Wpis do kroniki!

Dedykacje!





Jak zatrzymać ten czas?

Myślę, że pozostanie pod przykryciem albumów. Tam tętni swoim życiem.
A te zdjęcia, które zamieszkały już w domu pamięci, niezmiennie uczą nas przemijania.



Pozdrawiam Wszystkich,

Danka