wtorek, 29 lipca 2008

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK KL "Barwy" 6 czerwca 2008 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki –Klub Literacki „BARWY”

Salonik Artystyczny Filii NR 16, MBP W Rudzie Śląskiej
6 czerwca 2008 r.
W programie:

1. godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Jackiem Dudkiem
2. godz. 18.00 Dyskusja o poezji Stanisława Barańczaka –
3. godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza
4. Warsztaty Literackie

Jacek Dudek – barwny "barwowicz", który do „Barw”, zagląda z Chorzowa.



Poeta WIELKI - prawie dwa metry wzrostu. Gładkie wysokie czoło dodaje oczom nostalgii. Jacek Dudek – laureat Turniejów Jednego Wiersza. W swojej twórczości preferuje odkrywanie świata w sposób niezwykle symboliczny i filozoficzny. W wierszach poety pojawiają się liczne pytania odnoszące się do tożsamości i samotności człowieka w otaczającym go świecie.
Ciekawa metafora, jaką posługuje się twórca przyciąga czytelnika, co w konsekwencji powoduje, że odbiorca pragnie krok w krok podążać za poetą do celu wiersza. Jacek Dudek w swoich utworach przekazuje rzeczy ważne, nurtujące współczesnego człowieka. Chce zwrócić uwagę na istniejący nieład i ma nadzieję poskładać rozrzucone cząstki w jedną, niemal idealną całość.
Spotkanie autorskie, które poprowadziła Danuta Dąbrowska-Obrodzka, kierownik Filii nr 16, odbywało się w atmosferze nostalgii malarskiej.



Licznie zebrani słuchacze przeżyli w tym dniu prawdziwą duchową ucztę, zwłaszcza że autor promował swój pierwszy tomik poezji pt. Ryba. Każda „łuska wiersza” to opis prowadzenia pędzla i pióra po rozbielonej fakturze, którą twórca próbuje nazwać kolorami kształtów, form i przestrzeni. O wierszach zamieszczonych w tomiku Jacka opowiedział wszystkim zainteresowanym autor wstępu - Jerzy Obrodzki.



Tuż po spotkaniu każdy uczestnik otrzymał z rąk poety tomik wraz z dedykacją, by pamięci naszej i tej ulotnej chwili dodać pamiątkowego wymiaru.
Po tej słownej metaforycznej uczcie szybkie przemeblowanie i już Salonik Artystyczny przygotowany do cyklicznego spotkania „Barw”.



Na początek rozmowa o poezji Stanisława Barańczka. Recenzję do tomu poezji Barańczaka napisał Grzegorz Derner.

Stanisław Barańczak Wiersze zebrane. Wydawnictwo a5. Kraków 2006.

"Sporą radość wywołała u mnie ta książka. Bo ileż to już lat upłynęło od ukazania się ostatniego tomu poezji Stanisława Barańczaka? Chirurgiczna precyzja wydana w 1988, rok wcześniej Wybór wierszy i przekładów, a w 1990 159 wierszy - chyba najbardziej znana książka Barańczaka-poety. Teraz trzymam przed sobą książkę - pomnik, Wiersze zebrane, czyli całość twórczości poetyckiej autora w jedny
m tomie. I nie tylko! Dostajemy także przekłady wierszy, zawarte w jego tomach poetyckich oraz, w aneksie, tekst programowy. Parę przypuszczeń na temat poezji współczesnej. Jeśli i to by jeszcze komuś nie wystarczyło, całość wieńczy Tablica z Macondo, wspaniały esej dotyczący poezji tablic rejestracyjnych! Tak! Jest bowiem Barańczak osobą z poczuciem humoru, ale starającą się jednocześnie traktować tenże swój humor poważnie, wręcz naukowo: "Przez swoją zwięzłość, tablica rejestracyjna jest emblematem wiersza lirycznego: chodzi w niej o to samo, o sztukę zmieszczenia maksimum znaczeń w ograniczonej liczbie znaków". Już samo to zdanie dostatecznie zachęca do sięgnięcia po Wiersze zebrane, we wszystkich bowiem rolach, czy to poety, tłumacza, czy eseisty ujawnia się w pełni erudycja i talent autora Widokówki z tego świata.

Jeśli ktoś nie zna Barańczaka-poety, może czerpać do woli natchnienie z takich wierszy jak Protokół, Wypełnić czytelnym pismem, Daję ci słowo, że nie ma mowy z pierwszych tomów, jeszcze z lat
siedemdziesiątych XX stulecia. To poezja nieufności, oskarżenia i obnażenia chorej rzeczywistości PRL-u, także tej objawiającej się w tzw. nowomowie polityczno-propagandowej. To także przykład poezji lingwistycznej, demistyfikacji języka, próba pokazania jego prawdziwego oblicza, ukrytego pod stosami bełkotu gazet i innych mediów... Zwieńczeniem tych dokonań jest niewątpliwie, przejmujący dreszczem (przestrachu, obrzydzenia... sam nie wiem czego jeszcze...) tom Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu, pisany w latach 1979-81.

Pozbawiony pracy i objęty zakazem publikacji decyduje Barańczak o wyjeździe do USA. Wiersze z lat osiemdziesiątych, z tomów Atlantyda i Widokówka z tego świata zadziwiają przenikliwością obserwacji zarówno rzeczywistości krajowej - wiersz Przywracanie porządku jest powszechnie uważany za jeden z
niewielu tak wysokich artystycznie przekazów o stanie wojennym w Polsce, jak i "Nowego świata”, „narodu, któremu się lepiej powiodło” i który za nic nie może zrozumieć tego, co dzieje się (działo się) w Polsce.
Największe jednak wrażenie wywarło na mnie zderzenie tych omówionych tu pokrótc
e tomów wierszy z jego najnowszymi utworami, zawartymi w książkach Podróż zimowa i Chirurgiczna precyzja. Wrażenie tym większe, że nie jest mi obca twórczość Barańczaka-tłumacza, Barańczaka-twórcy Małego, lecz maksymalistycznego manifestu translatologicznego..., w którym, nie bez dawki charakterystycznego dlań poczucia humoru tłumaczy się z tego, że tłumaczy się wiersze również w celu wytłumaczenia innym tłumaczom, „iż dla większości tłumaczeń wierszy nie ma wytłumaczenia”.

Oto ten fenomenalny tłumacz, którego zasługi stawiane są w jednym rzędzie ze Słomczyńskim czy Boyem-Żeleńskim, tworzy swoje wiersze na obraz i podobieństwo swoich przekładów. Nasyca poezję językiem swoich ulubionych pisarzy anglojęzycznych - Emily Dickinson, Johna Donne'a czy Roberta Frosta. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z plagiatem, to raczej wyraz konsekwencji wymagający od siebie (i od innych) perfekcji w tłumaczeniach, wymaga jej także we własnej poezji. Rytm, rym, wersyfikacja, cała rama formalna nie jest pozostawiona samej sobie, tworzy treść i znaczenie wiersza na równych prawach co porównania, metafory czy tak lubiane przez autora przerzutnie. Nie sposób przegapić głębokiej mądrości tych wierszy. Dajmy na to pierwszy z brzegu przykład: „Prosty człowiek mógłby do licha zdecydować się wreszcie, kim jest. Skarbnicą moralnej prawdy, czy skarbonką marnej pazerności? sienno-pszennym oddechem Natury? Odorem braku kąpieli?”, a w zakończeniu przewrotne, ale tym bardziej prawdziwe podsumowanie: „każdy człowiek w każdej sekundzie decydować musi, kim jest.”

Nieco paradoksalnie więc Barańczak, który zaczynał jako poeta-krytyk języka i społecznego porządku, stał się Parnasistą końca XX wieku, wirtuozem poetyckiej formy. Ale czyż nie był nim zawsze? Oto po prostu perfekcjonista (profesjonalista?) w każdym calu, we wszystkim, czego się podejmo
wał! Jest także, niestety, owo magnum opus powodem mojego smutku. Jakże to, więc to już koniec? Nie będzie więcej poezji Stanisława Barańczaka? Czy to już naprawdę wszystkie Wiersze zebrane i już nie zbierze się nic ponad to? Czy tą książką poeta żegna się z nami, wiernymi wielbicielami jego twórczości? Pozostaje głęboka nadzieja, że nie! Aby ją podtrzymać, tym bardziej zachęcam do sięgnięcia po jego dzieła..."

Po konstruktywnej dyskusji i dywagacjach na temat poezji Stanisława Barańczaka rozpoczął się Turniej Jednego Wiersza. Każdy uczestnik z drżącym sercem i głosem dwukrotnie przeczytał swój tekst. Jak zwykle - na początek głosowanie i wybieramy „Wiersz miesiąca”. Po przeliczeniu wszystkich punktów nagrodę przyznano utworowi Marcina Rokosza. (Marcin Rokosz do Rudy Śląskiej przyjeżdża z Cieszyna). Ucieszony i szczęśliwy laureat odebrał nagrodę i dyplom z rąk Jerzego Obrodzkiego - prezesa KL „Barwy”. Gromkie brawa od pozostałych i zdjęcie na pamiątkę – do rodzinnego albumu i kroniki DKK.



Wszelkie formalności związane z honorami dopełnione – pora na Warsztaty Literackie. A to oznacza „formalne i niedyskretne trącanie się po słowach”, które jest o wiele bardziej bolesne aniżeli przysłowiowe „kopanie po kostkach”. Maleńki łyczek kawy, jedno ciasteczko i dalej z niezwykłą szczerością kontynuacja uwag pod adresem analizowanego w danym momencie wiersza. Trwa analiza i doszukiwanie się najmniejszego potknięcia, niespójności czy też niekonsekwencji. Od czasu do czasu "barwowicze" nie szczędzą sobie pochwał. Jednak i tak trzeba mieć nie lada odporność psychiczną, aby móc znieść te uporczywe dopełniane formalności. Na tym to polega. Ale to przecież takie normalne, że jeden wiersz wzbudza w czytelniku rozrzewnienie, inny kontemplację, a jeszcze inny zdenerwowanie. Dlatego ten szeroki wachlarz intymnego odbioru jest rozłożony do granic wytrzymałości. A jak już wszyscy rozpaleni i rozgestykulowani z zaschniętymi od argumentów gardłami schłodzą się szklanką zimnej wody mineralnej, która w tym czerwcowym upale działa jak balsam i - jeden drugiego - tym rozłożonym wachlarzem…, to okazuje się, że już nieuchronnie zbliża się godzina powrotu do codzienności. Codzienności argumentowanej nieco inaczej, niż w "Barwach". Bo w życiu nie wszystko, co w myślach, to na ustach.

Jednak w "Barwach" nie jest tak źle, Józef L. na osłodę dzisiejszego wieczoru poczęstował wszystkich pysznym tortem, który na jego prośbę ceremonialnie wniosła Danka. Z jakiej to okazji zapytała? -Mirka P.



Z każdej - odpowiedział jej promienny uśmiech Józefa L.



(nadesłała: Danuta Dąbrowska-Obrodzka - moderator DKK w Rudzie Śląskiej)

poniedziałek, 28 lipca 2008

Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Będzinie - spotkanie DKK 19 czerwca 2008 r.

***
Na plaży Chesil Iana McEwana - książka o niewykorzystanych szansach, niespełnionych marzeniach


Ostatnie przedwakacyjne spotkanie Dyskusyjne Klubu Książki poświecono najnowszej powieści Iana McEwana Na plaży Chesil. Mająca swą angielska premierę w ubiegłym roku, nominowana do nagrody Bookera książka, jest subtelną opowieścią o nocy poślubnej u progu rewolucji seksualnej. O tym, ile w życiu znaczą niewypowiedziane słowa i nieuczynione gesty. Niemożność pokonania barier, nieumiejętność rozmowy o wspólnych problemach, doprowadzą do dramatu...

"Anglia 1962 roku. Moment przed dokonaniem rewolucji seksualnej, czas kiedy jeszcze ludzie nie potrafili swobodnie rozmawiać o seksie. Dwoje bohaterów, Florence i Edward, będąc na początku podróży poślubnej, muszą najpierw przejść przez pierwszą, wspólnie spędzoną noc. Brak porozumienia i nieumiejętność rozmawiania o "tych sprawach" stają się brzemienne w skutkach. A pomyśleć tylko, że już niebawem, napływająca swoboda seksualna, mogłaby zupełnie zmienić życie bohaterów. Edward i Florence są wykształconymi ludźmi, którzy żyją pod znakiem konwenansu. Nadszedł jednak czas, kiedy musieli zostać ze sobą sam na sam i wtedy przekonali się, iż po zdjęciu społecznego kostiumu nie pozostaje im nic, co mogliby sobie zaoferować" (za: www.klub_litera.pl).




(źródło: serwis MiPBP w Będzinie - serwis DKK)

Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Będzinie - spotkanie DKK 14 maja 2008 r.

***

Andrzej Stasiuk DOJCZLAND

Osnowa fabularna tej książeczki - śmiesznej, a zarazem melancholijnej - jest prosta: od kilkunastu lat Andrzej Stasiuk jako pisarz odbywa tury objazdowe po krajach niemieckojęzycznych. Czyta, odpowiada na pytania, wraca do hotelu, rano wsiada w pociąg, idzie na spotkanie, czyta, odpowiada na pytania, wraca do hotelu...




(źródło: serwis MiPBP w Będzinie - serwis DKK)

Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Będzinie - spotkanie DKK 16 kwietnia 2008 r.

***
W Dyskusyjnym Klubie Książki rozmawialiśmy o książce Johna Banville'a Morze. Główny bohater powieści - Max Morden - wkracza w wiek starczy i nie wzbrania się przed tym. Zdaje sobie sprawę z tego, że czeka go samotność, gdyż właśnie pochował żonę. Po jej śmierci Morden przyjeżdża do miasteczka Ballyless, mitycznej krainy swojego dzieciństwa. Tam rozpoczyna swoją opowieść, w której historia choroby żony przeplata się ze wspomnieniami z lat młodzieńczych. Dwa plany przenikające się w tej powieści stanowią zapis dochodzenia do samoświadomości, do pogodzenia się z utratą, stanowią rekonstrukcję przebiegu życia, a jednocześnie stają się terapią człowieka, który zbliża się do kresu.

"Morze" to powieść, która nie dostarcza łatwych i łagodnych wzruszeń. Natomiast zmusza czytelnika do refleksji nad młodością i starością, życiem i śmiercią, pierwszą miłością i tą ostatnią. Warto ją przeczytać, gdyż pozostawia pewien niedosyt. Mimo szczerość główny bohater nie odpowiada całej historii, lecz skrywa głęboko jeszcze jakieś tajemnice, nie tylko przed czytelnikami, ale i przed samym sobą.

(źródło: serwis MiPBP w Będzinie - serwis DKK)

niedziela, 13 lipca 2008

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Łazach - spotkanie DKK, 26 czerwca 2008 r.

***
W dniu 26.06. w specjalnie zaaranżowanej atmosferze pachnących świec i kwiatów spotkałyśmy się już po raz piąty, aby porozmawiać o książce Patricka Süskinda Pachnidło.

Rzecz dzieje się w ponurym XVIII – wiecznym Paryżu. Na targu rybnym wśród smrodu i fetoru gnijących ryb rodzi się dziecko „odmieniec”. Brak zapachu w początkowym okresie życia stanowi barierę, która dzieli go od ludzi. Dalsze losy bohatera to seria morderstw dokonanych na młodych kobietach. Jednocześnie dowiadujemy się, że ów osobnik, dzięki ponad naturalnemu darowi, staje się prekursorem dzisiejszego przemysłu perfumeryjnego.

Dramat bohatera polega na tym, że jak każda żywa istota szukał miłości, lecz ciągle był odtrącany. Postanowił więc wyprodukować „pachnidło nad pachnidłami”, które sprawi, że ludzie go pokochają.

Autor tak poprowadził akcję książki, że czytelnik rozumie motywy postępowania Jana Baptysty, a nawet wybacza mu dokonane zbrodnie.

Książka wzbudziła duże zainteresowanie, co było widoczne podczas spotkania, gdy poszczególne uczestniczki wprost nie mogły się doczekać, aby zabrać głos. Pachnidło zostało odebrane jako powieść, która niesie ze sobą dużo różnych refleksji i ocen. Oto niektóre z nich:

  • „Książka jest przerażająca, ale może wzbudzić w czytelniku litość i
    zrozumienie dla bohatera”
  • „Dziwna, sensacyjna, czasem nawet z pogranicza horroru, przede wszystkim zastanawiająca”
  • „Bohater nie miał oceny dobra i zła”
  • „Był milczkiem i odludkiem, obdarzony jednak niezwykły węchem, który
    sprawił, że stał się genialnym perfumiarzem”
  • „Książka warta przeczytania z uwagi na nasuwające się pytania typu: czy możliwe jest, aby takie dziecko w ogóle się urodziło? Co na to współczesna nauka?




(źródło: serwis BPMiG w Łazach - strona DKK)

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Łazach - spotkanie DKK, 29 maja 2008 r.

***
Dnia 29.05.2008 r. w iście spartańskich warunkach, w czasie remontu wszystkich agend w centrali odbyło się czwarte spotkanie DKK, na którym omawiałyśmy książkę Izabeli Sowy 10 minut od centrum.

Powieść składa się z siedmiu opowiadań noszących nazwy dni tygodnia, a zaczyna się od “Piątku”. Wybór całkowicie uzasadniony, zważywszy na fakt, iż w tym rozdziale Bogdan ma nadzieję, że randka z wytworną Joanną zaowocuje czymś pięknym i niekoniecznie ulotnym.

“Sobota” należy do Kaśki Kościelniak, która zbiera, jak tylko potrafi, fundusze na realizację swojego marzenia: srebrzystego górala z M1.

“Niedziela” – wycieczka zagraniczna. Poznajemy kolejnych bohaterów, a przy okazji ich przemyślenia i reminiscencje.

W “Poniedziałek” - małżeństwo Wieśka i Haliny i jeszcze kilka osób z ich najbliższego otoczenia.

“Wtorek” jest o tym, jak rozwinęła się znajomość młodej, nieco zbuntowanej Inki z Panem T. (szefem), ale nie był to typowy romans biurowy. Dla ambitnego i żądnego kariery Pana T. było to kolejne zadanie do rozwiązania.

“Środa” –… “w środę o siedemnastej trzydzieści już wiadomo że weekend nadejdzie”, a z nim wiele przyjemności. np. słoiczek z rybką z M1 od męża dla żony Andżeli.

“Czwartek” – to niejako klamra spinająca całość i jest dopowiedzeniem losów bohaterów poprzednich opowiadań.

Co ich łączy? Rodzina, praca, osiedle, spełnione i niespełnione marzenia; wszyscy mają “10 minut od centrum” i żyją niejako na peryferiach.

Autorka ukazała współczesne życie “blokersów” jak ktoś, kto umie dotrzeć do psychiki człowieka w sposób prosty, bezpośredni i zrozumiały dla człowieka. Ukazuje ludzi z ich marzeniami, drobnymi codziennymi troskami, obawami i śmiesznostkami, którzy są ciągle w ruchu i mimo przeciwności próbują coś zdziałać. Zaspokajają swoje niezbyt wygórowane ambicje i pragnienia. Na ogół są to ludzie dobrzy. Pomagają sobie czy to w rodzinie czy w pracy jak tylko potrafią. W takich nieudolnych próbach autorka “robi do czytelnika oko”, widząc, jak jej bohater jest niezaradny i jak się stara.
Współczesne społeczeństwo ukazane bez patosu, przemocy, przerostu ambicji wprawdzie nie należy do wyjątków, lecz u Izabeli Sowy jest to przekaz lekki i oryginalny. A jeśli komuś w powieści nie odpowiada ten układ może się zbuntować i “wysiąść z tego tramwaju”, jakim jest codzienna gonitwa.

(źródło: serwis BPMiG w Łazach - strona DKK)