wtorek, 31 marca 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach - DKK w Filii nr 3, 27 marca 2009 r.

***
Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach

Dyskusyjny Klub Książki w Filii nr 3

spotkanie w dniu 27 marca 2009 r.

PAOLO COELHO
Czarownica z Portobello


Kolejny tytuł ulubionego przez wielu pisarza (nasza klubowiczka Dominika jest jego fanką). Fabuła powieści skupia się wokół postaci Shirin Khalil, nazywającej siebie Ateną, charyzmatycznej kobiety, która miała przygotować świat na odrodzenie się kultu Wielkiej Matki.

Wyjątkowo byliśmy zgodni co do tego, że książka zmusiła nas do myślenia i zastanowienia się nad sensem istnienia. Rozbudziła naszą wyobraźnię do tego stopnia, że mieliśmy ochotę zatańczyć tak jak Atena, czy Shirin, czy Hagia Sofia. Zabrakło tylko odpowiedniej oprawy muzycznej i... odwagi.
Zgodziliśmy się też z Coelho, że medytacja jest drogą do samodoskonalenia. Bohaterka naszej lektury osiągnęła najwyższy jej stopień. Wielki Mistrz Kaligrafii Nabil Alaihi nauczył ją dostrzegać sens w białych odstępach między słowami. Tak mówił: "Pisanie nie polega jedynie na wyrażaniu myśli, to także głęboka zaduma nad wymową każdego słowa".

Hm.. któż z nas zwraca uwagę na to, jak pisze? Szybko, nieczytelnie, byle jak... A tymczasem według Mistrza "Dłoń, która kreśli kolejne wersy, przekazuje to, co kryje się w duszy piszącego". Stwierdziliśmy, że w takim razie lepiej w niektóre duszyczki nie zaglądać... Mnie samą, wstyd się przyznać, trudno odczytać.

Wielką pasją Ateny był taniec. Kiedy poruszała się w rytm muzyki, wkładała w to całą duszę, hipnotyzując widzów. Ludzie patrząc na nią zapadali w dziwny trans, po którym ich życie diametralnie się zmieniało. Zmieniali się i oni sami, gdyż – jak twierdził Pavel Podbielski (polski akcent w tej książce), właściciel mieszkania wynajmowanego przez Atenę – "podczas każdego tańca, któremu oddajemy się z radością, umysł traci swoją zdolność kontroli, a ciałem zaczyna kierować serce".

Coelho pisząc o sprawach trudnych – o tożsamości, o szukaniu swoich korzeni w czasach globalizacji, szukaniu Boga w erze New Age – używa bardzo prostego, przystępnego języka. Być może dlatego książkę tę czyta się z przyjemnością i ze zrozumieniem, mimo iż wiele myśli zawartych w niej wydaje się być zbytnio wydumanymi.

Czy książkę polecamy?
Większością głosów klubowiczów – TAK.

Spotkanie zakończyliśmy odczytaniem paru "złotych mądrości". Jedna z nich szczególnie przypadła nam do serca: "Ile dasz, tyle otrzymasz, czasem z najbardziej niespodziewanej strony". Dotyczy to zapewne i tych dobrych, i tych złych uczynków... Od nas samych zależy, co chcemy dostać z powrotem... czyż nie?

Joanna Misielak – koordynatorka DKK w Filii nr 3 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach

niedziela, 29 marca 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Barwy" 6 marca 2009 r.

***
Dyskusyjny Klub Książki
Klub Literacki "Barwy"

Salonik Artystyczny Filii nr 16
Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Rudzie Śląskiej

W programie:
1. godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Konradem Małkiem
2. godz. 18.00 Dyskusja o poezji współczesnej
3. godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza
4. Warsztaty Literackie

KONRAD MAŁEK



Konrad Małek urodził się w 1957 roku. W 1980 roku ukończył Akademię Ekonomiczną w Katowicach. Od ukończenia studiów zawodowo związany jest z górnictwem. Wiersze pisze od wczesnej młodości. Jego utwory poetyckie ukazywały się na łamach Gościa Niedzielnego. Uczestniczy w spotkaniach Klubu Literackiego „Barwy” w Rudzie Śląskiej. W 2005 r. wspólnie z poetami Klubu, wydał tomik poezji pt. Ziemia Druid.

Poezja jest jego pasją literacką, tym niemniej napisał bajkę dla swych córek, w czasie, gdy jedna chodziła do przedszkola, a druga do szkoły podstawowej. Po latach, bajka pt. Podaj mi rękę, kwiatku została wydana przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą w Warszawie. Część pierwsza bajki ukazała się w 2007, natomiast część druga w 2008 roku. W bieżącym roku zostanie wydana następna część przygód Hani, bohaterki bajek, pt. Uśmiechy kwiatów. Autor nosi się z zamiarem wydania jeszcze jednej części, niekoniecznie ostatniej. Wszystkie ilustracje do bajek są dziełem starszej córki Ani.

Pisanie bajek jest bardzo ważne w jego życiu, natomiast poezja jest jego życiem, płynie razem z nim.

KONRAD "WALLENROD" MAŁEK


POETA - poważna stoicka twarz, na której delikatny uśmiech dodaje Konradowi męskiego uroku. Nienagannie maniery i spokój – prawie zawsze. Jeszcze ważny i nieodzowny element Konradowego wyglądu – okulary. Okulary powodują, że nasz kolega w pełni wygląda na intelektualistę.

Na spotkania Klubu literackiego "Barwy" przychodzi od wielu lat. Być może nie jest systematycznym „uczęszczaczem”, ale jak przyjdzie, to nie jest biernym odbiorcą wierszy. Przeciwnie. Jego czynny udział w Warsztatach Literackich powoduje, iż Konrada zapamiętuje każdy uczestnik spotkania. Dlaczego? Odpowiedź bardzo prosta. Konrad tonem stanowczym zabiera głos w dyskusji. Wie, co mówi. O wierszach koleżanek i kolegów wypowiada się „monologicznie”. Snuje opowieści długie, mądre i przejrzyste.

Przerwać jego wypowiedź? To nie wchodzi w grę. Konrad mówi potoczyście z maleńką tylko przerwą po każdym, wielokrotnie złożonym zdaniu. Nasz kolega ciągnie myśl swobodnie i do końca. Poeta Konrad jest na ty zarówno z encyklopedią, jak i wieloma słownikami, dlatego też w swoich wypowiedziach jest elokwentny i konkretny. W wierszach nie szuka zawiłej symboliki i przejść na skróty. Dla Konrada ogromne znaczenie ma poezja, która w swojej wymowie jest przejrzysta i czysta tematycznie.

Nie boi się metafory, której znaczenie poznaliśmy już wcześniej. Nie boi się tematów, od których stroni niejeden poeta w „Barwach”. Konrad nawet graficznie przedstawia swoje teksty w sposób szczególny. Od lat jest wierny swojemu zapisowi słów. Na białej karcie bezdusznego papieru, Konradowska myśl zamienia banalną kartkę na filozoficzną kolorystykę czerni i bieli. Nie ma drugiego Konrada.

Salonik Artystyczny. Godzina osiemnasta. Publiczność prawie w komplecie.


Za oknami marzec – niewiele słońca, ciut deszczu, okruch śniegu – zima. A w naszym artystycznym saloniku jak zwykle króluje Pani Poezja. Poetycka atmosfera naszego wnętrza nie zmienia się tak diametralnie, jak marcowa aura. Bywają tylko inne klimaty, odmienne okoliczności wzruszeń.

Konrad niecierpliwie kręci się po Saloniku. Pora rozpocząć autorski wieczór z Konradowską poezją. Koniec męczarni w poczekalni. Czekać tak na ostatni dzwonek - jak w teatrze? To trudna sztuka.

Pora wyjść na „scenę”. „Kurtyna” wznosi się ku górze. Publiczność czeka.


Zapowiadam występ naszego kolegi barwowicza: "Przed Państwem zamyślony Konrad Małek".


Opowiedziałam kilka faktów z życia Konrada. Następnie bohater wieczoru już sam na sam z publicznością dzielił się swoją twórczością. I dzisiejszego wieczoru w ogromnym skupieniu pozwoliliśmy Konradowi, by przeniósł nas w swój poetycki świat.

Rozpoczął Konrad od wierszy najstarszych, tych z lat siedemdziesiątych. Pilnie i rzetelnie przygotowany do swoich pięciu WIELKICH minut, niemal przed każdym tekstem opowiadał jego genezę. I tak nasz kolega Konrad przez lata całe raz po raz maszerował defiladowym poetyckim krokiem, to znów bunt ogromny w strofach przeżywał. Pochylał się nad liryczną wielkością tego świata. Ale też bliskim swoim miłość wyznawał.


A wszytko to w chronologiczną całość ubrane, zobrazowało słuchaczom opowieść poetyckiego życia Małka Konrada. Niezwykle ciekawy okazał się ten wierszowany życiorys poety. Tak sobie myślę, że dzięki tym autorskim spektaklom mamy nieocenioną sposobność wzajemnego, głębokiego poznawania siebie nawzajem. Każdy z nas pisze inne wiersze i to jest poetycki koloryt, i to są właśnie Barwy "Barw".

Ale żeby Konrad zrobił sobie maleńki przerywnik i na chwilę zapomniał o poezji, z wyrazami podziękowania od moderatora DKK otrzymał książkę pt. Anna In w grobowcach świata pióra Olgi Tokarczuk. Cała reszta zgodnie z planem. Zdjęcia. Oklaski. Wszystko to, co zawsze.

I przechodzimy do następnego punktu naszego programu.

Na scenie przemeblowanie przed drugim aktem. Szykujemy się do Turnieju Jednego Wiersza. Stoły ustawione. Kawa zaparzona. Pyszne ciasto Pani Małek – kusi. Jest dla oka piękne i dla podniebienia smakowite. Żona Konrada dumna ze swojej pociechy (męża), pokroiła ciasto i poczęstowała wszystkich „barwowiczów”.


Następnie prezes Jerzy nonszalanckim gestem wysłał do podpisu listę obecności. Na innej karcie wyraźnie zanotował tych, którzy wystąpią w roli głównej w drugim akcie poetyckiego spektaklu. Do turnieju przystąpili: Barbara Sładek, Barbara Janas, Konrad Małek, Marcin Rokosz i ja - Danuta Dąbrowska-Obrodzka.

Występ każdego z nas był przygotowany do perfekcji. Czytaliśmy głośno, wyraźnie i powoli. Tak na miarę naszego teatralnego talentu. Później chwila na zastanowienie i głosujemy. Wszyscy jesteśmy jurorami.

Nasi Panowie dziś hojni bardziej niż zwykle i tacy szarmanccy. Aaaaa! To tak przed świętem kobiet lekko oddali swoje głosy na teksty pisane tylko i wyłącznie kobiecym piórem. To było niemal tak samo, jakby z dumą wręczali nam symboliczne goździki z tamtych lat. Ale rzecz jasna było bardzo miłe.

Głosowanie zakończone. Okazało się, że dwie kobiety otrzymały tę samą ilość punktów. Wśród nich Basia J. i ja - Danka D.O.

Nie pozwolono wręczyć nam dwóch równorzędnych zwycięskich dyplomów. Nakazano walkę wręcz. I wyszłyśmy jeszcze raz na scenę, by zaprezentować swoje „boskie wiersze”. Pierwsza czytała Basia. Ja czytałam jako druga. Po prezentacji kolejne jawne głosowanie. I miło mi było, że ten drugi występ przyniósł rozstrzygnięcie na korzyść mojego wiersza. Wiersz otrzymał miano wiersza miesiąca, a ja z wypiekami na policzkach, zostałam laureatką zimnego marca. Otrzymałam brawa, dyplom i uścisk prezesa. To, co każdy laureat.

Zrobiono nam zdjęcie do kroniki, potomnych i rodzinnego albumu.


Rozpoczęły się Warsztaty Literackie – ten prawdziwy teatr, można poznać różnego rodzaju opinie. A na scenie jest wszystko. Rozgrywa się dramat, czasem komedia, a na deser farsa. Co kto lubi. Role podzielone zgodnie z talentem aktora. Zawsze ktoś gra na pierwszym planie, ktoś przedziera się, by wyjść przed scenę, ktoś w ciszy i skupieniu czeka na Godota.

Przesłanie mojego wiersza dotarło do większości.


Przy okazji Warsztatów była próba dyskusji o tym, jaka powinna być poezja. Temat rzeka. Zadawano pytania. Co zrobić z tym, co już było, a co należy odkryć? Jakich słów można, a jakich nie należy, broń cię panie, używać w wierszach? Czym jest banał, a czym prostota? Dyskusja o poezji współczesnej. Każdy ma swoje zdanie na ten temat. Każdy jest innym człowiekiem i po swojemu interpretuje świat.

Warto o tym rozmawiać. I „rozmawialiśmy”, było jak to w teatrze – mimika odpowiednia, gesty świadczące o zgodzie lub ignorancji przeciwnika. Intonacja głosu odpowiednia do wygłaszanej kwestii. Prawdziwy spektakl. Jedni chcą odkrywać swój nieznany świat,a inni już go częściowo odkryli. Jedni bawią się słowami, inni w głębokiej powadze układają frazy. I tak można o swoich racjach - do nieskończoności.

Ale każda sztuka ma swój koniec i kurtyna opada. No może tym razem zbyt głośno. Niektórych aktorów poniosło. Cóż. Sztuka - „względność nad względnościami”.

Już wieczór późny.

Już ciemność zapadała głęboka. Pora zejść ze sceny. Za kulisami znów będziemy zmagać się nie tylko ze swoimi - pisanymi słowami. W garderobach odkrywajmy znaczenie nowej litery, nowego wyrazu, który tworzony jest z alfabetu niezmiennego od lat. Poszukujmy wierszem. Wierszem, który z całą pewnością będzie tylko i wyłącznie osobistym wielkim odkryciem. Pomimo tego, iż podobno wszystko już było – to przewrotnie powiem, że my dopiero jesteśmy. I każdy wiersz będzie kostiumem uszytym na miarę naszego wewnętrznego ciała. Dobierzmy tylko odpowiedni kolor, w którym będzie nam pięknie.

A na deskach teatru, do którego regularnie w pierwszy piątek przychodzimy, znów z szerokim gestem wygłosimy „dzieła wielkie”. Słowa, które daj Bóg w pamięć zapadną i nagrodzone oklaskami pozostaną odkryciem naszego pióra i przetrwają „warsztatowe burze”.

* * *
wydaje się
że kiedy nie widzisz

to nie ma

próbujesz układać historie

z przedmiotów
które znasz


w jedno miejsce

zgarnięte szczegóły


palcem wmalowana

nieskończoność

szklaneczką leku
usta przecinasz


przenosisz się tam

gdzie jesteś

Danuta Dąbrowska-Obrodzka

Kolejny spektakl odbędzie się w Saloniku Artystycznym Filii nr 16 w dniu 03 kwietnia 2009 roku. Wszystkich miłośników poezji ZAPRASZAM.

Danuta Dąbrowska-Obrodzka, moderator DKK w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rudzie Śląskiej

piątek, 20 marca 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Dialog" 20 lutego 2009 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki "Dialog"
Salonik Artystyczny Filii nr 16
Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej

MAŁGORZATA KALICIŃSKA
POWROTY NAD ROZLEWISKIEM



MAZURY.
ZIMOWY WIECZÓR.
ŚNIEG ŁAGODNIE DOTYKA RZĘS.
MRÓZ POZOSTAWIA ŚLADY NA POLICZKACH.
GAŁĘZIE DRZEW PUCHEM BIAŁYM POKRYTE
W ŚWIECIE REALNYM – JAK W BAJCE.

Nad rozlewisko powracają Marta Moroń, Marta Izydorczyk, Gabriela Klamka-Szopa, Krystyna Kościelny, Jolanta Obłąk, Ewa Smolorz, Zofia Sznura.

Czekamy z Ewą na gości. Stół już zastawiony smakołykami. Gorąca kawa kusi zapachem. A to wszystko przygotowane przez dwie gospodynie Ewę Wesołek i Danutę Dąbrowską-Obrodzką. Dzisiejszy wieczór nad rozlewiskiem należy do kobiet.


Mężczyźni pozostali w lesie. Pewnie błądzą wśród zaśnieżonych ścieżkach i szukają śladów dzikiej zwierzyny – tropiciele. Na dalszy plan odstawiają babskie rozmowy i babskie sprawy.

Spotkanie nad naszym rozlewiskiem rozpoczyna się jak zwykle serdecznym powitaniem gości. Uściski wielkie, ponieważ niektóre Panie powróciły do gorących dyskusji dopiero po pewnym czasie. Załatwiały wiele życiowych spraw.

Jednakże do Saloniku Artystycznego Filii nr 16 powraca się tak samo, jak nad mazurskie rozlewisko. Również przy tym naszym stole jest nam dobrze. Wymieniamy poglądy. Głośno czytamy fragmenty książek. Rozmawiamy o życiu. Opowiadamy anegdoty. Cieszymy się i dziwimy – tak na zmianę zależnie od poruszanego tematu. Oczywiście za każdym razem przy suto zastawionym stole.


Jako gospodyni placówki cieszę się, gdy nadchodzi ten jedyny trzeci piątek miesiąca - układam stoły, krzesła, zapalam świece i czekam na wszystkich, którzy, jak co miesiąc przyjdą porozmawiać o przeczytanej książce.

Dzisiaj powieść Małgorzaty Kalicińskiej pt. Powroty nad rozlewiskiem. W pamięci mamy jeszcze Dom nad rozlewiskiem i dzisiejsza dyskusja pełna jest odniesień i porównań do pierwszej części mazurskiej trylogii. Wiemy już, dlaczego Barbara opuściła Warszawę, w której zostawiła męża, córkę i zdawać by się mogło dobre i ustabilizowane życie.

Poznałyśmy matkę Barbary - Bertę. Berta – kobieta niezwykła, której życiowa mądrość promieniowała w każdym poczynaniu. Zaradna, dbająca o dom i rodzinny klimat, pełna miłości i serdeczności. Wiemy również, że los nie szczędził Bercie przykrych doświadczeń. Ale w życiu oprócz smutku są także radości. Radością była niezwykła miłość Berty i Michała, siła tej miłości pozwoliła przezwyciężyć wszystkie plagi świata, w którym przyszło im żyć.

Bezwarunkowa miłość matki do córki Barbary również wymagała ogromnej mądrości i roztropności. Trudno było Bercie zaakceptować niektóre decyzje córki. Jednakże mimo to zawsze starała się dodać jej otuchy i wsparcia. A życie Barbary tak się przecież poplątało, że nie łatwo było rozwiązać mocno zaciśniętych życiowych supełków.

Długo dyskutowałyśmy o życiu Barbary – głównej bohaterki powieści. Starałyśmy się zrozumieć wszystkie podejmowane przez nią decyzje. Ubolewałyśmy nad ponoszonymi konsekwencjami. Młodziutka Barbara, z okaleczonym sercem, pragnęła miłości i ciepła. Dlatego też decyzja o małżeństwie z jej punktu widzenia i punktu widzenia przyszłego męża wydała się słuszna. Jednak po latach ta słuszność okazała się błędna. Wtedy to Barbara dla wielkiego uczucia postawiła życie na jedną kartę – przegrała. Wydaje się, że kochała za dwoje. Lawina tych niefortunnych zdarzeń zaczęła się od odejścia Dawida - pierwszej wielkiej miłości, miłości, której w pełni i bezgranicznie zawierzyła. Później nieudane małżeństwo i kolejne wielkie uczucie, które okazało się pomyłką. Biedna ta Barbara. Żadna z nas nie chciałaby być w jej skórze. A później jeszcze ten nieszczęsny Szymon. Cóż! Czasami desperacja powoduje działania irracjonalne.

Dopiero tuż po śmierci ukochanej matki, niejako przymuszona przez przybrane rodzeństwo do osiedlenia się nad rozlewiskiem – Barbara zaczęła szukać sensu życia.


Czytając Powroty nad rozlewiskiem jako czytelniczki byłyśmy w samym środku wydarzeń. Płakałyśmy razem z Barbarą. Odczuwałyśmy ogromną radość, gdy ona się cieszyła. Przyklaskiwałyśmy jak potrafiła być harda. Tak właściwie to spędzałyśmy nad rozlewiskiem święta Bożego Narodzenia. Piekłyśmy chleb, jeszcze wtedy - z Bertą i w makutrze ucierałyśmy ciasta. Zaprzyjaźnione z Kaśką przyglądałyśmy się jak z pasją piele ogród. Siedziałyśmy obok, gdy ukochany mężczyzna Kaśki czule głaskał ją po ręce. No może tylko ten wyjazd Barbary z Szymonem odbył się bez naszego udziału.

Jest jeszcze jedna rzecz, mianowicie nie wyobrażamy sobie siebie na tej plaży, na której tak swobodnie, tak wolni i szczęśliwi błądzili Barbara z Tomaszem. Jednak, kto to wie, co tam drzemie w człowieku? Ale do Moskwy na Wysockiego – dlaczego nie?

Zapach domu na rozlewiskiem sprawił, ze wróciłyśmy tam z największą ochotą. Cisza. Las. Woda. Zapewne nie tylko w książce te krajobrazy przypominają bajkę. Ale myślę, że jeszcze zajrzymy nad tajemnicze rozlewisko, by z kolejnymi bohaterami dzielić los. Już dziś nie możemy doczekać się kolejnej wizyty na Mazurach. Zostawimy sobie parę dni urlopu – może na wrzesień? I pojedziemy, mając za plecami świat blokowisk, śląskie barwy szarości i rozkoszując się zielenią wprowadzimy się do rzeczywistości, przedstawionej w kolejnej części powieści pióra Małgorzaty Kalicińskiej.

W takich nostalgicznych nastrojach rozchodzimy się – każda do swojego ciepłego zacisza domu, w którym codzienny rytm wypełnia nas po brzegi.


W domu czeka kolejny obowiązek. Na nasze barki nałożyła go Doris Lessing. Mamy pod opieką jej Piąte dziecko. Porozmawiamy o tych dodatkowych obowiązkach 20 marca 2009 roku. Postawimy wszystkie nasze dzieci pod troskliwym okiem ojców i spotkamy się przy ciastku i kawie o godz. 18.00. Jestem przekonana, ze znów bez reszty pochłonie nas dyskusja.

A kobiety o dzieciach rozprawiać potrafią. Oj potrafią.

motto:
„aby coś okazało się
piękne
stało się faktem

i nie dało się cofnąć”


K. Wierzyński

* * *
matka
do piersi przytula niemowlę

nie pamiętam
tej maleńkości …

ale

przecież
jestem
więc wiem
że
tak

było …

Danuta Dąbrowska-Obrodzka

Zapraszam do Saloniku Artystycznego Filii nr 16.

W marcu książka Doris Lessing pt. Piąte dziecko.

Nadesłała: Danuta Dąbrowska-Obrodzka, moderator DKK w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rudzie Śląskiej

poniedziałek, 16 marca 2009

Klub SQUAD LITER w Katowicach, 22 lutego 2009 r.

***

Klub
SQUAD LITER
Katowice

Ryszard Kapuściński
Wojna futbolowa

22 lutego 2009 r.


Afryka? Co o niej wiemy? Na ile jest nam to obcy kontynent, obca kultura?

Rozmawialiśmy o wspomnieniach z własnych podróży (Maroko, Tunezja – rasizm, uprzedzenia religijne, poczucie obcości). Debata nad reportażem Kapuścińskiego głównie skupiła się wokół sporu o jej wartości historyczno-dokumentalne a literackie – na ile czytamy teksty sprzed kilkudziesięciu lat i Kapuściński jawi się jako filozof, antropolog, literat, poeta, a na ile korespondent – czy dla nas dziś ma to wartość faktograficzną?

Drugą część spotkania zdominował temat wojny w mediach – dziennikarskiej pogoni za okrucieństwem. Gdzie są granice uczestnictwa w ludzkiej śmierci?

W spotkaniu udział wzięło 10 osób: Agnieszka G., Aleksandra C., Anita S., Katarzyna D., Danuta M., Jan O., Łukasz K., Michał S., Dariusz D., Krzysztof K.


nadesłała: Aleksandra Czapla-Oslislo - moderator Klubu "SQUAD LITER" w Katowicach

Klub SQUAD LITER w Katowicach, 17 stycznia 2009 r.

***

Klub
S
Q
UAD LITER

Katowice

Jurij Andruchowycz
Dwanaście kręgów


17 stycznia 2009 r.



Zaczęło się jak u Gombrowicza: jak zachwyca kiedy nie zachwyca?
Bo i nie zachwycił nas Andruchowycz. Zaimponował frazą, językiem, ale rozczarował opowieścią. Dwanaście kręgów wydało nam się zbiorem sprawnie napisanych i błyskotliwych mini-opowieści, niepotrzebnie połączonych w jedną całość.

Austriacki fotograf rozmiłowany w ukraińskiej ziemi (rozmiłowany też w żonie jednego bohatera: Artura Pepy) to jeden wątek, w który niepotrzebnie zostają wplątani np. reżyser tandetnych reklamówek czy profesor, ekspert od poezji Antonycza. A sama Ukraina, która wg autora miała być osobną bohaterką powieści, wydała nam się państwem, który Andruchowycz portretuje z niezliczoną ilością kompleksów, czasem bezzasadnie. Długo też dyskutowaliśmy nad postmodernistycznym prawem autora do łączenia wszystkiego z wszystkim i korzystając z przywileju post-czytelnika z Dwunastu kręgów wykroiliśmy ostatecznie dwanaście najlepszych cytatów i fragmentów książki.

Spotkanie zakończyło jednogłośne stwierdzenie, że z własnej i nieprzymuszonej woli nikt nie sięgnie po jego inny tytuł. Spotkaniu towarzyszyła prezentacja zdjęć z Ukrainy (podróż z 2003 roku), muzyczna składanka (m.in. zespoły: The Ukrainians, Dobryj-weczir, Neborock) a w kulinarnej kwestii raczyliśmy się pseudo ukraińskim barszczem z uszkami.

W spotkaniu udział wzięło 5 osób: Aleksandra B., Aleksandra C., Katarzyna D., Jan O., Przemysław Ś.


nadesłała: Aleksandra Czapla-Oslislo, moderator Klubu "SQUAD LITER" w Katowicach

środa, 11 marca 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Barwy" 6 lutego 2009 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki
Klub Literacki "Barwy"

Salonik Artystyczny Filii nr 16
Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Rudzie Śląskiej


6 lutego 2009 r.


w programie:

1. godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Barbarą JANAS
2. godz. 18.00 Dyskusja o poezji współczesnej
3. godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza.
4. Warsztaty Literackie


Barbara Janas



Barbara Janas urodziła się 1976 r. w Chorzowie. Ukończyła Wyższą Śląską Szkołę Zarządzania. Pisze, bo musi, a jeżeli musi, to dobrze, że trafiła do kręgu tych, co również muszą i nie pisać nie potrafią.

Jest takie miejsce w Rudzie Śląskiej, do którego od 24 lat przychodzą lub przyjeżdżają desperaci słowa, odkrywcy nowych jakości istnienia wyrazu i zdobywcy najwyższych szczytów myśli. Dobrze trafiła. Pierwszy raz do Klubu Literackiego "Barwy" zajrzała przed trzema laty. Zajrzała wierszem i od tej pory regularnie uczestniczy w pierwszo-piątkowych poetyckich „nabożeństwach”.

Na twarzy Basi promienieje uśmiech. Ale mimo tego szczodrego uśmiechu nie raz udowodniła, że stanowczy jest jej punkt widzenia w wielu kwestiach dotyczących interpretacji tekstów. Można ją przekonać do zmiany zdania, ale nie można jej narzucić swojego „widzi mi się”.

Basia jest zawsze przygotowana – przynosi ze sobą wypielęgnowany zestaw odpowiednio dobranych słów. Czyta, głosuje i dyskutuje, co spowodowało, iż od pierwszego momentu została dobrze zadomowiona w zespole poetów obu płci.

Nasza koleżanka w poezji pochyla swoje myśli w stronę różnorodnych aspektów życia. Bogaty w środki artystyczne język pobudza wyobraźnię czytelnika. O treści w swoich wierszach mówi, że "podejmuje tematy dotyczące płynności pomiędzy realnym a iluzorycznym odczuwaniem świata".

Od kilku lat prezentuje swoje teksty i jako słuchacz i czytelnik mogę powiedzieć, że zmienia się w swoim poetyckim warsztacie twórczym. A każda zmiana jest pokonaniem drogi i dotarciem do wnętrza swoich myśli, które znów odkrywa na nowo - zarówno przed sobą, jak i przed czytelnikiem. Barbara Janas część swojej twórczości zamknęła w tomiku poezji, pt. Oczy na uwięzi, do którego miałam przyjemność napisać słowo wstępne. Tomik został wydany w roku 2008.

06 lutego – godzina 17.30

W Saloniku Artystycznym Filii nr 16 wszystko dopięte na ostatni guzik. Pali się świeca, która swoim płomieniem dotyka odświętnego nastroju popołudniowego spotkania z poezją. Publiczność zajęła już miejsca.



Pora powitać bohaterkę wieczoru oraz gości, którzy przyszli dzisiaj do biblioteki – posłuchać Basinych klimatów.

Jak co miesiąc, jako moderator DKK przygotowuję spotkanie autorskie. Prezentuję sylwetkę kolejnej osoby, która dzieli się z czytelnikami swoimi słowami ubranymi w poetyckie brzmienie.

Po krótkim wstępie głos najważniejszy należy do gościa wieczoru. Barbara Janas rozpoczęła od przeczytania fragmentu prozy. Wszyscy wsłuchani w głos narratora śledzili losy bohaterów opowiadania.


Nagroda za prozę? Oczywiście! Głośnie brawa!

Następnie rozpoczął się ten jedyny - poetycki wymiar czasu. Basia czytała swoje teksty z maszczeniem każdego słowa. Powoli i z rozmysłem przekazywała każdą myśl, zalotnie, raz po raz patrząc w oczy słuchaczom.

Basine klimaty delikatnie muskały nasze wnętrza uciekające wraz z poezją od zwykłej codzienności. Dobrze, że mamy możliwość przeplatania obowiązków. Możliwość splatania w jeden warkocz tego, co w nas codzienne z tym odświętnym klimatem poezji.

W wierszach Basi ujrzeliśmy tę codzienność, która dotyka każdego na swój sposób i właśnie w wierszach dostrzegliśmy tę otoczkę odświętnego wyrazu chwili, w której chcemy pozostać na długie jeszcze godziny.

I tak w ogniu poetyckich wydarzeń paliły się minuty i pomimo tego, że nasza ogromna pomarańczowa świeca jeszcze dzieli się z nami swoim blaskiem, to spotkanie autorskie dobiegło końca. Finał zawsze jest rytualny. Oklaski. Zdjęcia. I tomik poezji dla poetki. Tym razem dostała się koleżance Drzazga Urszuli Kozioł.


Jeszcze kolejka po Oczy na uwięzi, z autografem oczywiście, i już szybciutko, tradycyjnie zresztą, ustawiamy stoły i krzesła. Teraz podyskutujemy o poezji współczesnej. Do dyskusji posłużyły nam dwa omawiane już wcześniej tomiki poezji – Adama Zagajewskiego i Wojciecha Bonowicza. Poezja, jaką reprezentują, różni się niemal w każdej kwestii poruszanej przez poetów. Rozmawialiśmy zarówno o tych różnicach, jak również o poezji w ogólności. O osobiste dywagacje na temat tych dwóch poetów pokusił się jak zwykle Grzegorz Derner.

Anteny
Adam Zagajewski Cóż można ciekawego, nowego i odkrywczego napisać o tomiku jednego z najbardziej znanych współczesnych poetów polskich? Co można dorzucić do stosu recenzji, jakie ukazały się w druku po ledwie tygodniu od ukazania się tomiku w sprzedaży? Czy jest sens dorzucania swoich trzech groszy do stosu monet, dobrych i złych, brzmiących głęboko i fałszywie brzęczących na temat Anten? Odpowiedź jest jedna - nie ma większego sensu, ale zawsze można powołać się na innych. Tych większych, mądrzejszych... Uszczknąć coś niecoś z ich spostrzeżeń... Niech będzie mi usprawiedliwieniem tytuł tego tomu, anteny to przecież "przyrządy bezradne i bierne. Nie dają nic same z siebie, przeznaczone są do odbierania sygnału (M. Hałaś)." Niech będę anteną, przekaźnikiem przemyśleń, bynajmniej nie biernym ale wybiórczym. Jak podkreśla Ryszard Krynicki, wiersze zawarte w tomiku Anteny, nawet gdyby ukazały się anonimowo, wiadomo byłoby, że mógł je napisać tylko on, nikt inny". Zagajewski ma swój dobrze rozpoznawalny styl. Precyzyjnie dobiera słowa, które mimo iż nie zostają ubrane w wieloznaczne, wyszukane metafory, przekazują treści niezwykłe, pełne, skomplikowane w swojej prostocie. Tradycyjnie też w tomiku obok wierszy rozbudowanych, przemyślanych i ułożonych w logiczną całość, (np. "Idź przez to miasto", "Muzyka słuchana z tobą", "Europa w zimie"), występują wiersze krótkie, jakby ułożone na prędce, zapiski wręcz, czy zadumania, aby słowo nas zatrzymywało, brzmiało inaczej, (np. "Sylwester 2004 ", "Zurbaran", "Obrona poezji"). Marcin Hałaś w swej recenzji wprawdzie nie może sobie darować kilku złośliwości na temat zacięcia publicystycznego Zagajewskiego, wikła wręcz poetę w jakieś salony, układy i koterie, wypomina sympatie i poglądy polityczne ("Jedwabne", "Stary Marks"), jednak uczciwie przyznaje, że :" jest w tym tomie kilka pięknych, frapujących, doskonale spointowanych wierszy. Nade wszystko te, w których autor spogląda w przeszłość: chodzi zarówno o doświadczenie osobiste, jak i tropy dotychczasowej twórczości. „Pytam ojca: co robisz całymi dniami? Wspominam”. Tak brzmi motto do wiersza zatytułowanego „W małym mieszkaniu” (mieszkaniu w Gliwicach)".
Ale Zagajewski ma tę umiejętność, że nawet jak pisze o swoim ojcu, to każdy ujrzy tam własnego ojca, doświadczenie jednostkowe zmienia się pod piórem mistrza w uniwersalne współodczuwanie i współrozumienie... Według mnie to zasługa także owego, wspomnianego już stylu. "Zagajewski od wielu lat konsekwentnie realizuje estetyczne zadanie tworzenia pięknych rzeczy i utrwalania wnętrza chwil, żarliwie broniąc poezji, wysokiego stylu oraz łączyć radość istnienia z momentami rozpaczy" - celnie zauważa Krynicki. Ale też potrafi poeta uważnie obserwować, wyciągać wnioski, interpretować swe spostrzeżenia... powie ktoś, "jak każdy poeta, powinien to robić" - zgoda, ale Zagajewski poprzez swoje utwory, śmiem twierdzić, potrafi czytelnika tej sztuki nauczyć. Trudnej sztuki oglądu krótkiej chwili i błyskawicznej jej uniwersalizacji! Jak pisał sam w wierszu opublikowanym ćwierć wieku temu:

"Tylko w cudzym pięknie

jest pocieszenie, w cudzej

muzyce i obcych wierszach.
tylko u innych jest zbawienie,

choćby samotność smakowała jak
opium. Nie są piekłem inni,

jeśli ujrzeć ich rano, kiedy
czyste mają czoło, umyte przez sny.

dlatego długo myślę, jakiego

użyć słowa, on czy ty. Każde on

jest zdradą jakiegoś ty, lecz

za to w cudzym wierszu wiernie

czeka chłodna rozmowa."


Mariusz Kubik podsumowuje: "Odnalezienie wytchnienia w świecie dawnych mistrzów, wzbogacenie bagażu pamięci, szukanie prawdy - to wszystko Zagajewski z niezmienną mocą udostępnia swoim wytrwałym i nowym czytelnikom".
Mistrzowsko ułożone, albo może raczej mistrzowsko rozsypane frazy, zarysy pojawiających się myśli, pytań i odpowiedzi. Można czytać je jako całość, albo każdą z osobna. Od początku do końca, lub od końca do początku. Obojętnie jak, ale przeczytać trzeba. Na pewno.
Grzegorz Derner


Pełne morze
Wojciech Bonowicz Pełne morze to "zbiór wierszy o rozpoznawalnym tempie, mających własną tonację i napisanych w charakterystycznych dla Bonowicza rejestrach niskich i szorstkich" (Jacek Gutorow). "Piękno tych wierszy jest przede wszystkim pięknem skupienia i samoograniczenia, elipsy i niedopowiedzenia, metafory i wieloznaczności. Bonowicz nie lubi nadmiaru bezpośrednio nazwanych wzruszeń i nadmiaru intelektualnych spekulacji. Notuje to, co zobaczone, dotknięte, posłyszane, pomyślane. Montuje własne i cudze wrażenia, głosy, doświadczenia. Ostateczne wnioski zazwyczaj zawiesza, wzywając czytelników do ich sformułowania" (Marian Stala). Ludzie, którzy na co dzień zajmują się poezją, potrafią ubrać w odpowiednie słowa, to co innym (laikom) wydaje się niezrozumiałe, trudne, po prostu nie do wyrażenia. Cóż, mnie taka właśnie wydała się poezja Wojciecha Bonowicza... Hermetyczna, zamknięta dla czytelnika, wymagająca skupienia i uwagi, a gdy już się człowiek nad wierszami pochyli - dająca niewiele w zamian... nie udzielająca łatwych czy też spodziewanych odpowiedzi... ba, nie dająca często odpowiedzi w ogóle! Gdyby spojrzeć na sprawę z nieco innej strony: Aby być zrozumianym i aby kogoś zrozumieć, musi wytworzyć się między nadawcą i odbiorcą jakaś więź. Jakakolwiek. Nie od dziś mówimy, że zakochani rozumieją się bez słów... To oczywiście tylko część prawdy, rozumienie bez słów przestaje wystarczać, gdy zaczyna dotyczyć rzeczy tak przyziemnych jak pranie, prasowanie czy wynoszenie śmieci... Mówimy wtedy, że to miłość się wypaliła, nie wytrzymała próby czasu... Ja dopowiedziałbym, że zawiodła komunikacja! Komunikaty wysyłane przez jedną stronę nie były do końca czytelne dla drugiej strony... I nieporozumienie gotowe. Skąd ta przydługa dywagacja? Otóż w moim przypadku tak jest właśnie z wierszami zawartymi w tomie Pełne morze. Wojciech Bonowicz pisze wiersze po polsku, stosuje ogólnie znane chwyty literackie (jakkolwiek perfidnie by to brzmiało), nie używa języka gwarowego ani też specjalistycznego z krainy czy dziedziny, których bym nie znał... ba! wszystkie słowa jego wierszy czytane osobno otwierają przede mną swe pojedyncze znaczenia... Cóż z tego, skoro w wierszu, jako całości, nagle milkną, zamykają się przed próbą mej percepcji i koniec... Istota wiersza pozostaje niezgłębiona. Zaczynam więc podejrzewać, o czym mówi M. Stala, że wnioski muszę wyciągnąć sam i że bynajmniej nie będą to wnioski uniwersalne. Nie zgodzę się w interpretacji tych utworów z innymi czytelnikami, każdy z nas odczyta wiersz na swój sposób i to tak dalece "swój", że rozminiemy się całkowicie w ocenach i próbie konfrontacji wniosków... Pozostaje jeszcze jedna metoda... Interpretacja przez osobę. Kim jest autor tego tomiku? "Wielu czytelników zna go jako biografa księdza Józefa Tischnera, ale ten krakowski redaktor, publicysta Znaku i Tygodnika Powszechnego jest jednym z najciekawszych poetów pokolenia wkraczającego w czterdziestkę."- pisze Marek Radziwon. Takie przybliżenie postaci autora, zawęża nam niejako pole interpretacji jego poezji. Sam Radziwon zresztą zaraz dodaje: "W wierszach Bonowicza pojawiają się w sposób naturalny pytania o wiarę i o Boga, ale tak postawione, że wydają się należeć raczej do poezji niż do religii, i w poezji właśnie mogą zostać zadane, jakkolwiek nie mogą w niej zostać rozstrzygnięte." Tutaj już zaczyna nasze oblicze jaśnieć uśmiechem, co nieco tryumfalnym - więc nie tylko my mamy kłopoty w interpretacji, albo jeszcze lepiej (dla nas lepiej) Bonowicz celowo pozostawia je nierozstrzygnięte. Porusza się na dużym poziomie abstrakcji i nie pozwala, specjalnie, by nie powiedzieć: złośliwie, wniknąć głębiej... Jego wiersze mają sprawiać wrażenie czegoś wyrwanego z większej całości, szyfru, nieznanego kodu, pozbawione początku i końca, każą czytelnikowi dopisać doń jakikolwiek morał. Podążając już więc w stronę morału... czyli zakończenia tej krótkiej recenzji: Pełne morze to poezja "na poważnie", należy ją traktować tak serio, jak tylko się da! "Wojciech Bonowicz pisze tylko o poważnych sprawach. Poezja nie jest dla niego zabawka, za pomocą której można wypowiedzieć kilka błahych spraw" (Piotr Kępiński). To poezja religijna, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wymaga skupienia, zadumy, medytacji niemal i jako taka, znajdzie zapewne grono wyznawców. Tym bardziej, że - jak pisze Marta Tomczyk - "Poezja, która ożywia naszą intuicję, nie zdarza się często. Tym bardziej więc zasługuje na uwagę". Ja jednak muszę z przykrością stwierdzić, że mnie kreacja liryczna Wojciecha Bonowicza w niewielu tylko punktach zaciekawia, po większej natomiast części rozczarowuje bądź pozostawia obojętnym. Wolałbym w niej więcej takich tekstów, jak tytułowy Pełne morze: "Jeszcze przez chwilę siedzi w cieple / wśród rozrzuconych ubrań. // Myśląc o ojcu, którego tu przed chwilą kąpał.”
Grzegorz Derner

Po dawce przekonywania siebie nawzajem i wygłaszania poglądów na temat poezji pora rozpocząć comiesięczne zmagania. To oznacza, że rozpoczynamy Turniej Jednego Wiersza.

Tak jak obiecałam w styczniu, dzisiaj już czytam swój wiersz. Czyta również Basia Sładek, Basia Janas, Kasia Kukiełka, Jacek Dudek, Marcin Rokosz, Konrad Małek, Marta Bociek.

Głosy żeńskie i męskie uzupełniały się wzajemnie. Wzbogacały dwa światy. Dwie odległe przestrzenie zarówno słów jak i rozumienia ludzkiego losu. My z Wenus oni z Marsa. Jak zatem pogodzić te różniące się od siebie planety - żeńską i męską.

Głosujemy. Różnice w głosowaniu. Tym razem prezes swoim elektryzującym głosem dał do zrozumienia, że wygrał ten z Marsa – Jacek Dudek.


Ale my z Wenus dreptałyśmy po piętach Jackowych słów.

No to brawa wielkie dla Jacka – niech się człowiek cieszy.



To nic, że tu na Ziemi musimy pogodzić nasze kosmiczne sprawy – interesy.

Dyplom. Fotka. Uścisk prezesa. Książka od moderatora.


Stałe punkty programu. Jeszcze się jakoś nikomu nie znudziły, a trwają – przypomnę - od 24 lat. Później dyplom krąży po całej konstelacji gwiazd i wpisujemy Jackowi słowa – gratulacje. A Warsztaty Literackie znów będą jak satelity krążyć nad głowami gwiezdnych słów.

No i udaliśmy się w Drogę Mleczną na podbój Wielkiej Niedźwiedzicy. Przedzieraliśmy się przez chmury, by dotrzeć do wszelkich znaków na niebie i zrozumieć konstelacje wypisane na niebiańskiej białej karcie, na której gwiezdny pył ułożył się w słowa każdego naszego wiersza. Wznosiliśmy delikatnie pewne sekwencje, a inne odstawialiśmy na dalszy plan. Nieznane czekają odkrycia. Może następnym razem.


Po tej wędrówce niebiańskiej, jak spadające meteoryty schodzimy na naszą Ziemię. Wsiadamy w Wielki lub Mały Wóz i patrząc w dal pędzimy trzymając się mocno ziemskiej grawitacji. A w domowym „zaciszu gwiazd” znów wzniesiemy się ponad własną planetę i w stanie twórczej weny, duszkiem wypijając natchnienie napiszemy swoje wiersze My z Wenus i Oni z Marsa.

A na kolejnym spotkaniu, które odbędzie się wbrew pozorom nie w obłokach, ale w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rudzie Śląskiej w Saloniku Artystycznym Filii nr 16. W tym miejscu będziemy spierać się o swoje racje i wchodzić po drabinie, szczebel po szczebelku, by dotknąć, choć na moment koniuszkami palców - NIEBA.

Danuta Dąbrowska-Obrodzka, moderator DKK w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rudzie Śląskiej

wtorek, 10 marca 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach - DKK w Filii nr 23, 26 lutego 2009 r.

***

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach

Dyskusyjny Klub Książki w Filii nr 23

26.02.2009 roku miało miejsce drugie spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki w Filii nr 23, poświęcone książce Doris Lessing Piąte dziecko.

Czytelnicy - klubowicze - stawili się na to spotkanie znacznie liczniej niż na poprzednie. 9-osobowa grupa zdominowana została przez kobiety (w różnym wieku). Na wszystkich przybyłych książka zrobiła ogromne wrażenie i tym samym prowokowała do dyskusji na temat ulotności szczęścia, niemożności dokonania dobrego wyboru, a przede wszystkim roli kobiety w rodzinie, w której pojawia się dziecko, które jest „inne”.

Różne były zdania na temat zachowania się głównej bohaterki, natomiast jednogłośnie potępiono postawę pozostałych członków opisywanej rodziny. Wszyscy obecni wyrazili także chęć poznania dalszych losów tytułowego „piątego dziecka”, opisanych w książce Podróż Bena. Drugie spotkanie DKK w Filii nr 23 trwało 1,5 godziny.

Agnieszka Hańczyc - moderator DKK w Filii nr 23 MBP w Katowicach

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach - DKK w Filii nr 30, 12 lutego 2009 r.

***

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach

Dyskusyjny Klub Książki w Filii nr 30

Mariusz Wilk Wilczy notes

Tematem lutowego spotkania DKK w Filii nr 30 była książka Mariusz Wilka - Wilczy notes. Spotkanie rozpoczęliśmy pogadanką na temat ciekawego życiorysu autora.

Mariusz Wilk ukończył filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Od 1978 roku był działaczem opozycji. Współtworzył "podziemne" pisma opozycyjne. Podczas wydarzeń Sierpnia 1980 był współredaktorem biuletynu strajkowego NSZZ "Solidarność", wydawanego w Stoczni Gdańskiej. Od 1980 r. mieszkał w Gdańsku, gdzie był redaktorem naczelnym "Solidarności. Pisma Zarządu Regionu" . Po wprowadzeniu stanu wojennego ukrywał się, aż do aresztowania w grudniu 1982 r. Zwolniony z aresztu w 1983 r. W 1984 r. opublikował w Paryżu głośną książkę o czasach podziemnej "Solidarności" pt. Konspira. Aresztowany ponownie w 1986 r., m.in. pod zarzutem rzekomej współpracy z przedstawicielem obcego wywiadu (na co dowodem miało być wydanie na Zachodzie Konspiry). Zwolniony po kilku miesiącach na mocy amnestii. Po strajkach na Wybrzeżu w 1988 r. wycofał się z czynnej działalności politycznej.

W latach 90-tych przebywał za granicą. Osiedlił się w Rosji, na Wyspach Sołowieckich, później przebywał nad jeziorem Onega, potem znów na Dalekiej Północy. W tym okresie był rosyjskim korespondentem paryskiej "Kultury". Współpracuje obecnie z "Rzeczpospolitą" , jego teksty ukazywały się także w "Zeszytach Literackich", "Gazecie Gdańskiej" i "Przeglądzie Politycznym". Nominowany do wyróżnienia: Paszporty "Polityki" 2006. W 2006 pisarza odznaczono Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

W dyskusji o książce znajomość życiorysu jej autora okazała się bardzo przydatna. Wilczy notes to książka o Rosji, a dokładnie - o Sołowkach, wyspach na Morzu Białym. W carskiej Rosji zsyłano tam więźniów politycznych, ZSRR tę tradycję kontynuowało, tworząc na Sołowkach jeden ze sławniejszych gułagów. Dla Wilka Sołowki są kwintesencją Rosji. Autor jest zakochany w tym kraju, w jego surowej przyrodzie i niepowtarzalnym pięknie. Na kartach swojej książki próbuje wyjaśnić za co ceni ludzi żyjących na Dalekiej Północy.

Czytelnikom DKK książka bardzo się podobała. Mariusz Wilk pisze językiem niezwykle plastycznym, tworząc zdania z ciepłym rosyjskim zaśpiewem. Oglądając okolice Morza Białego na mapie łatwo było wytyczyć placem trasę podróży, którą odbył autor książki. Stawiając jednak pytanie, czy gdybyśmy to my mieli możliwość wyruszyć na Syberię, czy skorzystalibyśmy z tego zaproszenia, większość klubowiczów, myśląc zdroworozsądkowo, z uśmiechem i całkowitą pewnością, odpowiedziała – nie.

Elżbieta Szubert – moderator DKK w Filii nr 30

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach - DKK w Filii nr 3, 30 stycznia 2009 r.

***

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach
Dyskusyjny Klub Książki w Filii nr 3

20. spotkanie DKK w Trójce (F3)
30 stycznia 2009 r.


Telefrenia Edwarda Redlińskiego


Jak można było się spodziewać, książka wzbudziła wielkie emocje. Bardziej negatywne niż pozytywne. Po prostu - nie podobała się i już! Denerwował nas główny bohater.

Mimo tej ostrej krytyki moderator, czyli ja, próbował wykrzesać trochę współczucia dla niego. Wszak to taki romantyczny bohater, platonicznie zakochany, wzruszający na swój sposób, prawie Wokulski! - broniłam zawzięcie Andrzeja Kmici...sia. Jednakże dla wszystkich klubowiczów "prawie" robiło wielką różnicę... Nie dali się przekonać. Nikt, oprócz mnie, nie przeczytał Telefrenii do końca. Rzucali ją w kąt parokrotnie, po czym wracali i... męczyli się nadal. Zdyscyplinowani, czyż nie?

Oczywiście próbowaliśmy zagłębić się w głębię książki, dostrzegliśmy to, co autor chciał nam przekazać - jak bardzo media oraz kultura masowa kształtują naszą świadomość, wywierając olbrzymi wpływ na nasz światopogląd i nasze działania. Redliński w tej książce pokazuje nam siebie samych takimi, jakimi nie chcielibyśmy być. Zdajemy się mówić- nie, to nie o mnie, po co ja to w ogóle czytam... jacyś dziwni ci bohaterowie... A może jednak?... bibliotekarka (nie sposób było pominąć tego fragmentu), inżynier, telewizja... może to jednak nasze życie, nasza codzienność?

Joanna Misielak - moderator DKK w Filii nr 3

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach - DKK w Filii nr 23, 22 stycznia 2009 r.

***
Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach

Dyskusyjny Klub Książki w Filii nr 23

22.01.2009 roku w naszej filii odbyło się pierwsze spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki. Wzięło w nim udział dwoje uczestników, a dyskusja dotyczyła książki Ryszarda Kapuścińskiego: Podróże z Herodotem.

Klubowicze podzielili się wrażeniami z lektury oraz własnych podróży po świecie. Poruszono m. in. problem bariery językowej, o której szeroko pisał R. Kapuściński. Część spotkania poświęcono kwestiom organizacyjnym, dokonano wyboru książki do dyskusji na następne spotkanie oraz uzgodniono, najdogodniejszy dla zainteresowanych, stały termin spotkań DKK (ostatni czwartek miesiąca – godz. 17.00). Pierwsze spotkanie DKK na F. 23 trwało 2 godziny.

Agnieszka Hańczyc - moderator DKK w Filii nr 23 MBP w Katowicach

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach - DKK w Filii nr 25, 21 stycznia 2009 r.

***

Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach

Dyskusyjny Klub Książki w Filii nr 25


W Nowym Roku klubowiczki (8 osób) spotkały się tradycyjnie w trzecią środę miesiąca (21.01.09), gdzie dyskutowały o książce amerykańskiej pisarki Kim Edwards Córka opiekuna wspomnień. To przepiękna i wzruszająca opowieść, która rozgrywa się na przestrzeni ćwierćwiecza.

Poznajemy dzieje dwóch rodzin, nieświadomych wzajemnego istnienia, które mimo to są ze sobą związane podjętą przed wieloma laty decyzją.

Książka w sposób piękny przedstawia problemy dzieci niepełnosprawnych i ich rodzin w społeczeństwie. Uczy nas tolerancji oraz wyrozumiałości. To bogata, wciągająca czytelnika i poruszająca do głębi powieść. Ukazuje, w jaki sposób życie potrafi nas zaskoczyć i jak tajemne związki łączące rodzinę pomagają przetrwać najgorsze chwile, gdy długo skrywane tajemnice nagle ujrzą światło dzienne. Jest to także opowieść o miłości i jej zbawczej mocy oraz o sile prawdy, która zdolna jest niszczyć, ale także uzdrawiać.




Joanna Bula - moderator DKK w Filii nr 25

piątek, 6 marca 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Barwy" 9 stycznia 2009 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki - Klub Literacki "Barwy"

Salonik Artystyczny Filii nr 16
Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Rudzie Śląskiej

9 stycznia 2009 r.


W programie:
1. godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Barbarą SŁADEK
2. godz. 18.00 Dyskusja o poezji Adama Zagajeswkiego na podstawie tomiku wierszy pt. Anteny
3. godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza.
4. Warsztaty Literackie


BARBARA SŁADEK



Barbara Sładek – urodzona w 1981 roku w Rudzie Śląskiej. Z zawodu terapeuta zajęciowy.

Barbara Sładek do Klubu Literackiego "Barwy" należy od 10 lat. Natomiast wiersze zaczęła pisać znacznie wcześniej. Poezja to nie jedyne zainteresowania Basi, która zajmuje się różnego rodzaju twórczością. Fascynuje ją sztuka plastyczna, a w szczególności rysunek i malarstwo. Nie obca jest Barbarze także sztuka haftu. Basia pochwaliła się, że wykonuje przeróżne ozdoby do upiększenia domu i dla przyjaciół. Jej pasją jest także muzyka i fotografia, a marzeniem - praca z dziećmi.

Twórczość poetycka Basi jest charakterystyczna pod względem formy oraz swoistego doboru środków artystycznego wyrazu. Myśl, jaką nasza koleżanka wplata do swoich wierszy to przede wszystkim myśl o nieprzemijającej miłości. Emocje związane z dojrzewaniem i odkrywaniem świata to początki jej twórczości. Dziś Barbara Sładek dzieli się z czytelnikiem myślami o głębokim podłożu psychologicznym, w którym niemal zawsze na plan pierwszy wysuwają się wątki o tęsknocie za prawdziwą miłością, która jest najpiękniejszym darem, w życiu każdego człowieka.

Drzwi Saloniku Artystycznego Filii nr 16 otwarte na oścież. W progu witamy gości, którzy ten wieczór postanowili spędzić z poezją Barbary Sładek. Basia jest trochę przejęta swoim publicznym wystąpieniem i z tremą w głosie, ale z uśmiechem na ustach wita swoich przyjaciół i rodzinę. Wskazuje miejsca przeznaczone dla publiczności.


W Saloniku panuje jeszcze świąteczny nastój. Tak niedawno były święta. Zaledwie tydzień wcześniej powitaliśmy Nowy 2009 Rok i dziś rozpoczynamy kolejny etap działalności DKK. Zaczynamy niezwykle lirycznie – taka jest poezja Basi. Stonowana, szlachetna. Unosi się po za krzykiem codziennych spraw.

Basia jest jedną z najmłodszych wiekiem „barwowiczek”, ale równocześnie jest starym bywalcem klubu, do którego zaczęła przychodzić, kiedy była jeszcze uczennicą szkoły średniej. Przychodziła i czytała swoje teksty. Dzisiaj nadszedł czas, aby Barbara Sładek przedstawiła swoją twórczość znacznie szerszej publiczności aniżeli tylko „barwowicze”. Dlatego jest mi niezwykle miło móc przedstawić moją młodszą koleżankę po piórze.


Po przedstawieniu sylwetki Barbary Sładek i krótkiej charakterystyce tekstów, głos należy oddać bohaterce wieczoru. Basia prezentację dorobku twórczego przedstawiła chronologicznie. Słuchacze mogli zauważyć, jak poetka zmieniała się sposobie poezjowania.


W klimatach ciepłej i niebanalnej aury, bez naiwności w wygłaszaniu poglądów byliśmy wsłuchani w wiersze. Tematy poruszające najdelikatniejsze cięciwy subtelności człowieka sprawiły, że nostalgicznie płynął czas. Wszyscy w skupieniu słuchali każdego słowa, które dodane do kolejnej myśli układało się w jedną i niepowtarzalną całość.

I tak minęło pierwsze pół godziny w Saloniku Artystycznym Filii nr 16. Na zakończenie prezent dla poetki – tomik wierszy Urszuli Kozioł pt. Supliki.

Oczywiście nie brakowało gromkich braw i uścisków. To miłe i niezapomniane chwile dla każdego twórcy. Akceptacja środowiska - to niezwykle ważne. Spotkanie autorskie już wchodzi do historii "Barw". Czas na rozpoczęcie następnych punktów programu - na dyskusję o poezji współczesnej. Dziś porozmawiamy o wierszach Adama Zagajewskiego zamieszczonych w tomiku pt. Anteny.



Adam Zagajewski w swoich wierszach zawartych w tomiku poezji
Anteny przedstawia czytelnikowi swoje filozoficzne poglądy. Raczy odbiorcę filozofią obrazu. Przeogromna jest przestrzeń tychże utworów poetyckich.

Odbywamy z poetą niesamowitą podróż po różnych zakątkach, które w tomiku z odległości kilku stron są nam tak przybliżone, że nie czujemy tej wielkiej odległości mierzonej nie tylko w realnych kilometrach. Autor tomiku bardzo konsekwentnie i w prosty sposób opisuje to, co ulotne i w mgnieniu oka już za chwilę gdzieś przepadnie w przestrzeni. Ale poeta chce by jednak tę ulotność zatrzymać i pozostawić w słowach.

Adam Zagajewski przeplata karty Anten. Porozumiewa się z czytelnikiem zarówno poprzez myśli skondensowane i wyrażone w krótkiej formie, jak również raczy nas poematem. Nie boi się mówić językiem niemal prozatorskim, bez używania nadmiernych symboli, które często wprowadzają zamęt w wierszu i tym samym wibracje w przekazie.

Anteny
Adama Zagajewskiego...

„to wiersze o wielkich statkach, które krążyły niegdyś
Po oceanach

I niekiedy krzyczały grubym głosem, skarżąc się we mgle
I podwodnym skałom.

Ale na ogół w milczeniu rozcinały stronice tropikalnych
mórz” …

Zachęcam czytelników do przeczytania tomiku wierszy Adama Zagajewskiego.

Po tej ciekawej dyskusji nadeszła pora na Turniej Jednego Wiersza.
Do turnieju przystąpili: Barbara Sładek, Barbara Janas, Beata Bigos, Mirosława Pajewska, Konrad Małek, Jacek Dudek. I rozpoczęła się pierwsza rywalizacja na metafory w 2009 roku. Każdy uczestnik najlepiej jak potrafi czytał swój wygładzony tekst.Po tej ogromnej dawce artystycznych opisów świata, które zauważamy kręcąc się dookoła siebie, nadeszła chwila zastanowienia. Teraz każdy słuchacz zabiera autorowi tekst, by w skupieniu nadać mu określoną własną wizję. Każdy czyta i myśli, i myśli, który z wierszy zasłużył na głos poparcia.

Po chwili zastanowienia, rozpoczynamy głosowanie. Prezes podlicza skrupulatnie i zawsze z wielką ceremonią w głosie ogłasza wynik. Czujemy się wtedy jak na wielkiej gali poetyckich zmagań. To nasze comiesięczne literackie "Noble".

Tym razem okazało się, że dwie osoby uzyskały tę samą ilość punktów. Pora na dogrywkę. Ale i ona nie przyniosła rozstrzygnięcia. Nie pozostało nic innego, jak zaakceptować werdykt. Laureatami styczniowego spotkania zostali Beata Bigos i Konrad Małek. Wielkie brawa dla zwycięzców.


Kolejne nagrody to uścisk prezesa.


(To każdy uważa za nagrodę najcenniejszą.)

Oczywiście jest jeszcze książka. Poeci nie powinni dusić się tylko i wyłącznie we własnym postrzeganiu rzeczywistości, muszą jeszcze czytać. „Cała Polska czyta ….” My czytamy i sobie, i dzieciom. Super.

Książka Jerzego Pilcha pt. Moje pierwsze samobójstwo swym tytułem niezwykle wpasowuje się w rytuał turnieju i warsztatów. My „barwowicze” co miesiąc przeżywamy swoje kolejne „wierszowane samobójstwa”. Myślę, że proza, a przede wszystkim sposób patrzenia oczami Jerzego Pilcha na to, co wokół wzbogaci poetyckie wnętrze naszych laureatów. Niebanalny język – poetycki inaczej - pozwoli zdystansować się do każdej nieistotnej metafory, która kotłuje się w głowach i czasem tam - winna pozostać na stałe. Dlatego proza Jerzego Pilcha jest jak oczyszczenie. Polecam.

Następny etap barwnego spotkania to Warsztaty Literackie. Na pierwszy ogień idą laureaci - trzeba w ich dumne oblicze wlać odrobinę bladości, niech zejdą z tego piedestału i posłuchają, co też ciekawego o ich wierszach mają do powiedzenia ci, którzy nie wygrali i ci, którzy wiersza dziś nie czytali – tak jak ja. Ale obiecałam wszystkim, że od lutego postanawiam wielką poprawę i już będę przygotowana tym moim wierszem.

Pierwszeństwo mają panie. Beata maszeruje na pierwszy plan. Opinie jak zwykle różne. Następny jest Konrad. Rozmowa o tekstach głośna i płomienna. Do jednych wiersze dotarły, do innych niestety nie. Ale tak jest z poezją.

Beata i Konrad wyszli z tych warsztatów bez słownych policzków. Nikt nie rozszarpał skóry ich wiersza. Po laureatach czytamy po kolei, jak miało to miejsce w turnieju. Kontrowersyjny wiersz Basi Janas spowodował ostrą dyskusję o brutalności i przemocy, która panoszy się wokół nas. Dyskutowaliśmy i dyskutowaliśmy aż do końca naszego czasu.

Po wyczerpaniu słów trzeba wracać do poetyckiego zacisza domu. W nim każdy indywidualnie będzie budował kolejną przenośnię, którą rozwinie przy rodzinnym wspólnym posiłku. Później coś tam skreśli, coś dopisze i za miesiąc władczo i wyraźnie da do zrozumienia, że właśnie odkrył ŚWIAT. O tych odkryciach napiszę już niebawem. Do zobaczenia w następnych słowach.

Danuta Dąbrowska-Obrodzka - moderator Dyskusyjnego Klubu Książki w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rudzie Śląskiej

czwartek, 5 marca 2009

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Łazach - spotkanie DKK, 29 lutego 2009 r.

***
XI spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki
w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy Łazy


Nicholas Sparks

I wciąż ją kocham

Kolejne jedenaste spotkanie DKK miało miejsce 26. lutego. Było to spotkanie szczególne, gdyż obchodziłyśmy „mały jubileusz”- rok powstania klubu.

W specjalnie przygotowanej scenerii na tę okazję, przy torcie, na którym świeciła jedna świeczka, w gronie wszystkich klubowiczek, koleżanek-bibliotekarek oraz p. Dyrektor spędziłyśmy niezapomniane chwile. Jedząc pyszny tort wspominałyśmy wszystkie dotychczasowe spotkania, oglądałyśmy kronikę prowadzoną przez moderatora klubu. W oczach niektórych klubowiczek pokazały się nawet łzy wzruszenia.

Po wspomnieniach nadszedł czas na omawianie przeczytanej powieści.


Tym razem była to książka amerykańskiego pisarza Nicholasa Sparksa I wciąż ją kocham. Sparks należy do szczególnego gatunku pisarzy. W jego powieściach spotykamy się z historiami opartymi na problemach życia codziennego. Bohaterami są zwyczajni ludzie i dlatego łatwo się z nimi utożsamiać, wczuć się w ich problemy, być uczestnikami ich zmagań i rozterek.


Najczęstszym tematem jego powieści jest miłość i problemy z nią związane: radość, szczęście, smutek, tragedia. Dlatego też, z perspektywy swoich doświadczeń życiowych, każdy inaczej odbiera i interpretuje losy bohaterów. Tak też było z nami. Wywiązała się żarliwa wymiana zdań, każda chciała przedstawić swój punkt widzenia, dotyczący przeżyć bohaterów. Rozgrzane dyskusją i wspomnieniami nie zauważyłyśmy, że upłynęły już ponad dwie godziny i nadszedł czas, aby rozejść się do domów. Z niecierpliwością będziemy oczekiwać następnego spotkania.


Poniżej recenzja omawianej książki, którą napisała Elżbieta Szafruga:

Doskonale zaprojektowana okładka intryguje nas swoją formą graficzną. Pusty leżak i jego wypukłości przenoszą nas na wyboistą drogę życia Johna.

Sam utwór opowiada o zbuntowanym młodym człowieku, którego mierzi pobyt w ojcowskim domu. Lekarstwem na frustracje staje się wojsko. Główny bohater w czasie urlopu, dzięki swojej odwadze i wysportowaniu poznaje miłość swojego życia -Savannah. To właśnie ona staje się nadzieją na przyszłość. Tylko czy miłość "na
odległość" nie będzie dla obojga zbyt trudna? Książka trzyma czytelnika w napięciu do samego końca.

Tytuł adekwatny do zawartej treści „I wciąż ją kocham” mimo tego, że poświęcił dla niej swoje męskie ego, aby wraz z mężem mogła cieszyć się życiem. Książka warta przeczytania, choćby z uwagi na zawarte w niej trudne sytuacje życiowe i wybory, jakich dokonujemy sami w trakcie swojego mniej lub bardziej udanego życia. Zawiera wiele tematów obocznych równie istotnych dla jej czytelników, jednak z uwagi na formę recenzji nie ujętych powyżej. Niestety są to tematy tylko i wyłącznie do dyskusji w DKK.


Halina Kudela – moderator DKK, Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Łazy