wtorek, 21 października 2008

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Dialog" 19 września 2008 r.


***
Dyskusyjny Klub Książki –Klub Literacki „Dialog”
Salonik Artystyczny Filii nr 16






Wiesław Myśliwski

TRAKTAT O ŁUSKANIU FASOLI

19 września 2008 r.





Już jesień - mimo panującego jeszcze kalendarzowego lata. Wrześniowe popołudnie – nadszedł czas na łuskanie fasoli. Kobiety umówione na godzinę 18.00, przyszły do Saloniku Artystycznego z wiklinowymi koszami wypełnionymi zielonymi strączkami myśli. Przyszły, by dołączyć do głównego bohatera powieści Wiesława Myśliwskiego. Usiadły na drewnianych stołkach przy prostokątnym stole, na którym delikatnie ułożyły swoje traktaty. Usiadły, by kontemplować i przedyskutować przede wszystkim ten jedyny traktat - TRAKTAT O ŁUSKANIU FASOLI.


Do pomocy przyszedł pewien mężczyzna. I tak samo jak u Wiesława Myśliwskiego – nieznajomy.


Przyszedł pierwszy raz i tak jak w książce – będzie słuchał. Tylko w tym przypadku historii, jaką nakreślą kobiety, analizując życie głównego bohatera powieści. Nieznajomy czasami o coś zapyta. Tu znowu, jak w książce, udzielą mu wyczerpujących odpowiedzi.

Dobrze, że przyszedł. Przy bliższym poznaniu zapewne okaże się sympatycznym i ciekawym człowiekiem. Wsłucha się w wielogłosy kobiet i będzie łuskać fasolę. W książce również tak było – przybysz łuskał fasolę. Czy to przypadek? A z drugiej strony zawsze jest bezpieczniej w męskim towarzystwie. Bo chociaż późnym „jesiennym latem” o godz. 18.00 jeszcze widno, to przed nami wiele godzin łuskania, zanim rozejdziemy się do swoich domów. A wtedy już ciemność zapanuje dookoła, a w nas strach i niepokój. Ale jest ON.


Wszyscy rozsiedli się wygodnie. Blask palącej się świecy rozjaśnia wnętrze saloniku. Mgiełka dymu delikatnie unosi się nad pochylonymi głowami, zapracowanych myślami kobiet. Pora wziąć do ręki strączki wyschniętej fasoli i rozpocząć łuskanie. Przy filiżance gorącej czarnej kawy, przy słodkiej strawie czas rozpocząć rozmowy, do których przystąpili: Krystyna Kościelny, Jadwiga Chirowska, Maria Bzyl, Marta Izydorczyk, Irena Szczerbowska, Gabriela Klamka-Szopa, Alfreda Małocha, Piotr Lot, Beata Bigos, Barbara Sładek, Ewa Wesołek i Danuta Dąbrowska- Obrodzka. A Wiesław Myśliwski, obecny w swoim traktacie, wypełnił do granic nasze zmysły. Wszyscy jednomyślnie orzekli, że traktat to niezwykły. Książka niesamowita, w której mądrości można wypisać na oddzielnych kartach, co uczyniła większość rozmówców. Panie odnotowały bądź zaznaczyły fragmenty tekstu, zauważyły myśli wymagające ich zdaniem głębokiego przeanalizowania w dyskusyjnym kręgu. Ponadto zaciekawił nas sposób prowadzenia narracji. Dialog, który w rzeczywistości okazał się monologiem – opowiadaniem całego życia, jakie przytrafiło się głównemu bohaterowi. Życie pełne dramatyzmu – bo takie były czasy. Życie, w którym pomimo wszystko i tak znalazło się miejsce na marzenia. Życie, w którym miłość błądziła w sercu.

A my, czytelnicy, zapukaliśmy do drzwi. Zaproszeni, usiedliśmy. Później, jak ów nieznajomy gość, byliśmy wsłuchani w głos człowieka, w gawędę samotnika, w niesamowitą historię istnienia przeciętnego człowieka. A kim był ów nieznajomy? To był każdy z nas. Każdy z nas w trakcie „słuchania” łuskał tę fasolę i kontemplował. Jednocześnie snuł swój własny traktat biorąc „czynny” udział w tej opowieści, w wydarzeniach, których świadkiem i uczestnikiem był nasz bohater.

W Saloniku Artystycznym, przy łuskaniu fasoli zrobiło się nostalgicznie. Każdy z rozmówców zwrócił uwagę na różnorodne szczegóły opisane przez Wiesława Myśliwskiego.


Dramat wojny. Marzenia. Lata młodzieńcze i związany z tym szokujący epizod, który zdarzył się podczas oglądania fabularnego filmu. Filmu, w którym zwyczajne kupno kapelusza doprowadziło do furii młodych chłopców. Bardzo ważne okazały się losy bohatera na obczyźnie i powrót do kraju. Czytelnicy zwrócili uwagę na szereg epizodów, których nie da się stopniować na: ważne, ważniejsze, najważniejsze. Każdy szczegół był tak samo istotny i miał określony wpływ na dalszy bieg wydarzeń.

Opisując koleje życia, Wiesław Myśliwski dywaguje z czytelnikiem na temat moralności i uczciwości, opowiada o aspektach bytu, które nigdy nie powinny stracić na swej aktualności. Dlatego też dyskusja toczyła się wokół sensu i egzystencji człowieka. W Traktacie o łuskaniu fasoli Autor zastanawia się, jaki związek z rzeczywistym istnieniem ma przypadek i przeznaczenie.

Omawiając ten wątek, czytelnicy odwoływali się do własnych doświadczeń. Opowiadali swoje przygody, w których przypadek, a może przeznaczenie, zadecydowały o ich dalszym losie.

Na odrębną uwagę zasługuje erudycja pisarza – specyficzny język, jakim posługuje się, by oddać klimat towarzyszący określonym sytuacjom. Język niełatwy, a jednocześnie akceptowany przez czytelnika, ponieważ pozwala wejść w sam środek wszystkich opowiedzianych nam historii.

Traktat o łuskaniu fasoli to powieść, w której metafizyka zajmuje szczególne miejsce. Wydaje się, że próby rozwiązania tajemnicy bytu i ludzkich zachowań, można wytłumaczyć posługując się współczesną wiedzą naukową. Ale tylko na pierwszy rzut oka wydaje się, że można. Bo przecież wiemy, iż wciąż bez odpowiedzi pozostają pytania, które raz po raz spędzają nam sen z powiek.

Jednakże – podążając za słowami bohatera – możemy powiedzieć przyszłemu czytelnikowi tej książki „Niech Pan tylko łuska fasolę”. I dodać nasze konkluzje - członków Dyskusyjnego Klubu Książki „Dialog” – „przeczytaj, a Twój traktat sam się poukłada w Twoim czasie i w Twojej przestrzeni”.

Dyskusję o książce wzbogaciła także relacja z uroczystości, która odbyła się 15 września w Warszawie, w Teatrze Narodowym. Ta uroczystość to ZLOT LUDZI KSIĄŻKI. Starałam się opowiedzieć klubowiczom, co ciekawego działo się w Warszawie.


A działo się. I Ogólnopolski Zlot Ludzi Książki rozpoczął się przemówienia Dyrektora Instytutu Książki, następnie krótki multimedialny przekaz o idei i działalności Dyskusyjnych Klubów Książki w Polsce.

W kolejnej części spotkania wysłuchaliśmy trzech wykładów. Pierwszy poprowadziła Joanna Olech – dotyczył książki dziecięcej. Wykład bardzo ciekawy, mówiący o tendencjach w literaturze dla najmłodszych czytelników. Joanna Olech zwróciła uwagę na ważną rolę, jaką w książce dziecięcej odgrywają walory literackie. Ale przede wszystkim prelegentka udzieliła wyczerpujących odpowiedzi na ważne pytania: w jaki sposób dotrzeć do młodego odbiorcy i jak umiejętnie przekazać dzieciom ważne treści, dotyczące różnorodnych aspektów życia. Joanna Olech skupiła się także na omówieniu książki biograficznej, przeznaczonej dla dzieci, na wątkach historycznym oraz na trudnym temacie śmierci. Mówiła również o książce popularnonaukowej i właściwej metodzie przekazu wiedzy. Zwróciła uwagę, iż odpowiedni i dostosowany do wieku język, styl, powinien być zachętą, by młody człowiek coraz częściej sięgał po książkę i znalazł w niej odpowiedzi na nurtujące go pytania.

Drugi równie ciekawy wykład poprowadziła Bożena Dudko. Tematem była sztuka reportażu. Oczywiście, w tej sytuacji trudno nie skupić swojej uwagi na reportażu Ryszarda Kapuścińskiego, który w tej dziedzinie pozostał mistrzem. Bożena Dudko zacytowała fragment książki pt. Podróże z Herodotem, w której Kapuściński poruszył m.in. kwestię niejednostajności kultur, z którymi spotkał się podróżując po różnych zakamarkach świata.

Trzeci głos należał do Kazimiery Szczuki. Ten wykład dotyczył literatury feministycznej, literatury kobiecej i literatury dla kobiet. Kazimiera Szczuka zwróciła słuchaczom uwagę na miejsce kobiety w literaturze. Skupiła się także na prawie kobiet i wielokrotnie podkreślała, że „kobiety kątem mieszkają w kulturze”, rozwijając ten wątek z różnych punktów widzenia. Zadała pytanie: Czy literatura ma płeć? A odpowiedź poparła licznymi przykładami.

Te trzy bloki tematyczne pozwoliły bibliotekarzom znacznie szerzej zobaczyć kontekst promocji literatury i czytelnictwa. A uwzględniając gusta, preferencje oraz potrzeby różnych grup czytelniczych, starać się dostosować zakup zbiorów bibliotecznych do faktycznych potrzeb użytkowników.

W dalszej części spotkania odbyła się dyskusja o książce, w której udział wzięli Eustachy Rylski i Jacek Dukaj. Dyskusja o książce, której – jak mniemam – nikt z obecnych nie miał jeszcze okazji przeczytać, ponieważ książka dopiero ukaże się polskim rynku. Zabieg dość ryzykowny, ale ciekawy. Czy zdołał zachęcić moderatorów grup dyskusyjnych do polecenia tejże książki czytelnikom? Zobaczymy. Dyskusja interesująca, miejscami dowcipna. Eustachy Rylski, który lubi i preferuje krótką formę, z wielkim z zainteresowaniem i zaangażowaniem przeczytał tysiącstronicową księgę. Pomimo zastrzeżeń, książkę uznał za arcydzieło. Jacek Dukaj, zwolennik i miłośnik grubych ksiąg, oświadczył, że miejscami miał jeszcze pewien niedosyt.

Ale nie to, ile stron liczyła książka, było w niej najważniejsze i najistotniejsze. Ważna była jej treść i zawarte w niej nie tylko fakty historyczne, ale cała gama fabularnych wątków, które zostały wplecione w historyczne wydarzenia.

Dzień 15 września 2008 roku składał się z dwóch tematycznych bloków. Pierwszy opisałam. Drugi segment był równie ciekawy. Przemówienie Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wręczenie nagrody za najlepszą recenzję. Następnie rozpoczęła się część artystyczna, prawdziwa duchowa uczta. Wspaniały koncert Stanisława Sojki.


Piękne utwory, świetna aranżacja i równie doskonała interpretacja tekstów.

Ale Stanisław Sojka nie śpiewał sam. Pod koniec koncertu do wspólnego śpiewu zachęcił publiczność. No i „Absolutnie nic” nie zepsuliśmy naszą wielobarwnością głosów. Oczywiście był jeszcze bis – a niedosyt i tak pozostał.

A na zakończenie wieczoru … A na zakończenie wieczoru – poczęstunek, bankiet, jak kto woli. Przede wszystkim był to czas na rozmowy, wymianę doświadczeń. A wszystko to przy lampce wina i wspaniałym menu.

I tu udało mi się zdobyć jedyny autograf. Autograf redaktora Rafała Ziemkiewicza, dla Dyskusyjnego Klubu Książki „Dialog” w Rudzie Śląskiej.






15 września 2008 roku - to był bardzo ciekawy i miły dzień, spędzony w gronie moderatorów DKK z całej Polski. Poznałam dwie osoby z Gdańska, a także wspaniałe koleżanki z naszego województwa: Halinkę z biblioteki z Łaz i Grażynkę z Będzina.

Rankiem 16 września przed wyjazdem do domu odwiedziłyśmy Złote Tarasy i jeszcze dodatkowo osłodziłyśmy sobie ten Warszawski Zlot popijając w kawiarence „E. Wedel” wspaniałą gorącą czekoladę. Polecam. Zwłaszcza na długie jesienne wieczory przy łuskaniu fasoli.

(nadesłała: Danuta Dąbrowska-Obrodzka, moderator DKK)

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Łazach - spotkanie DKK, 25 września 2008 r.

***

Po wakacyjnej przerwie 25 września zebrałyśmy się po raz szósty w Bibliotece, w ramach DKK.

Spotkanie rozpoczęło się od mojej relacji z pobytu w Warszawie na Zlocie Ludzi Książki, w dniu 15 września. Był to pierwszy zlot bibliotekarzy, reprezentujących blisko 400 Dyskusyjnych Klubów Książki z całej Polski.
Program Zlotu był bardzo ciekawy. Joanna Olech przedstawiła swoje spojrzenie na nowe tendencje w polskiej i światowej literaturze dziecięcej, Bożena Dudko przedstawiła najciekawsze książki reportażowe, a Kazimiera Szczuka z pasją opowiadała o literaturze kobiecej.

Kolejnym punktem programu była debata na temat kontrowersyjnej książki Jonathana Littella Łaskawe, którą prowadził Wojciech Orliński, a dyskutowali Jacek Dukaj i Eustachy Rylski.
Wystąpił również wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Żuchowski, który wręczył nagrody w konkursie ogłoszonym przez Instytut Książki na najlepszą recenzję. Wieczór umilił nam Stanisław Sojka, który zaprezentował swoje kompozycje do wierszy Wisławy Szymborskiej, Zbigniewa Herberta i Leopolda Staffa. Był to dla nas dzień pełen wrażeń, spotkałyśmy wielu interesujących ludzi ze świata literatury, wymieniłyśmy doświadczenia, które zapewne zaowocują w przyszłej działalności DKK.

Po tej relacji przystąpiłyśmy do omawiania przygotowanych książek. Dojczland Andrzeja Stasiuka to książka o podróżowaniu – przez Niemcy i do Niemiec. Autor opisuje swoje wieloletnie doświadczenia z podróży do tego kraju. Uważnie obserwuje rzeczywistość, jego obserwacje są wnikliwe, pełne filozoficznych metafor. Np. zestawia dworzec kolejowy w Stuttgardzie z Gara de Nord w Bukareszcie, czy przejazd pociągiem przez Niemcy z podróżą przez Transylwanię. Podróżom tym towarzyszy włóczęgowski klimat często „zakrapiany” butelkami Jima Beama i czerwonego wina.


Książka nie jest łatwa do czytania, na każdej ze stron autor podejmuje nowy temat i można się zgubić w mnogości opisywanych zdarzeń i skojarzeń. Wywołuje jednak refleksje dotyczące stosunków polsko-niemieckich.
Według Stasiuka „nie da się trzeźwo pojechać z Polski do Niemiec” oraz „nie da się do Niemiec pojechać na luzie”. Niemcy zaś są to „trochę Amerykanie, ale na wolniejszych obrotach”

Drugą książkę, którą omawiałyśmy to Bieguni Olgi Tokarczuk. Tytułowi bieguni to XVII-wieczna prawosławna sekta, której członkowie byli przekonani, że przez ciągłą wędrówkę można wyzwolić się spod wpływów szatana. Na książkę składa się ponad sto opowieści połączonych jednym tematem: podróż.


Autorka opisuje np. historię Polaka, któremu podczas wakacji zaginęła żona z synkiem, opowiada o australijskiej badaczce polskiego pochodzenia, która wraca do kraju, aby poprzez eutanazję pomóc przyjacielowi uciec od choroby i bólu, czy historię Rosjanki opiekującej się
niepełnosprawnym synem, która opuszcza dom i zainspirowana myślą sekty biegunów wyrusza w podróż po Moskwie.


Historie te są przeplatane opowieściami o kolekcjach zakonserwowanych organów i perypetiami narratorki tułającej się po lotniskach świata. Tokarczuk wprowadziła również motyw wędrownych „psychologów podróżnych” wygłaszających na lotniskach wykłady filozoficzne, z których wynika, że „bezruch jest zły”. Człowiek pozostający w jednym miejscu przywiązuje się do przedmiotów i okazuje się słaby, nie szuka szczęścia, tylko spokoju i akceptacji otoczenia. Ulega skostnieniu. Jedynym ratunkiem jest przemieszczanie się z miejsca na miejsce, ucieczka od codzienności.


Czy omawiane książki nam się podobały? Zdania były zróżnicowane z przewagą na „nie”. Zgodnie jednak stwierdziłyśmy że były to „książki drogi”.


Nasze następne spotkanie odbędzie się 30.10. 2008 r.. Będziemy na nim dyskutowały o książce Michela Fabera Szkarłatny płatek i biały.
Zainteresowanych zapraszamy.


(nadesłała: Halina Kudela -
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Łazy)

piątek, 17 października 2008

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK KL "Barwy" 5 września 2008 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki –Klub Literacki „Barwy”




Salonik Artystyczny
Filii nr 16
Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rudzie Śląskiej

5 września 2008 r.





W programie:
  1. godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Grzegorzem Dernerem
  2. godz. 18.00 Dyskusja o poezji Marcina Świetlickiego na podstawie tomiku poezji pt. Muzyka środka
  3. godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza
  4. Warsztaty Literackie
Grzegorz Derner – spokojna twarz. Okulary dodają profesorskiej powagi.
Grzegorz – poeta. Grzegorz – nauczyciel. Grzegorz – rysownik.
Do Klubu Literackiego „Barwy” zagląda z Zabrza. Jak na „barwowicza” przystało, jest wielokrotnym laureatem Turnieju Jednego Wiersza.

Twórczość naszego kolegi to ciekawa i wielowymiarowa materia słów, ułożona w logicznym metaforycznym ciągu. Artystyczny język umiejętnie wpleciony jest w rzeczywisty obraz postrzegania teraźniejszości. W tekstach Grzegorza czytelnik nierzadko może doszukać się dystansu do otaczającego nas świata. Aby uwiarygodnić te słowa, zacytuję Grzegorza, sprzed czternastu lat. Po pierwsze i najważniejsze, Grzegorz Derner zauważył, że się urodził: „ukończyłem szkoły, nawet wyższe uczelnie (…) i piszę wiersze – jak wszyscy, czasem także czytam wiersze, co już robią tylko niektórzy. Wszystko po to, aby stać się nieśmiertelnym albo przynajmniej poderwać jakąś „fajną laskę(…)”. Czasem, gdy G. Derner czyta swoje utwory, ton jego głosu przybiera lekko cyniczną barwę. Ten podświadomy zabieg umożliwia odbiór tekstów na wiele różnych sposobów, zgodnych z doświadczeniem i wrażliwością indywidualnego czytelnika. Jednakże w wielu wierszach - jak na mężczyznę przystało - Grzegorz Derner jest niezwykle liryczny i ciepły, przekazując czytelnikowi z wielką powagą rzeczy istotne i znaczące w życiu każdego człowieka. np. opisując ojcowską miłość.



Przez te wszystkie lata barwnego wierszowego barwo-biczowania twórca stale rozwija swój warsztat poetycki i zmienia styl uprawiania poezji. Każde nowe spojrzenie poety na problem często stanowi klucz do ważnego odkrycia czy też przełomu w skamieniałym sposobie myślenia.

A wiersze Grzegorza wędrują wokół przeróżnej tematyki. Roztaczają metafizyczne światło, niebezpieczny cień i wiekuiste marzenia - to wszystko, co my czytelnicy nazywamy - dosłownie - życiem.

Twórczość Grzegorza Dernera znalazła swoje miejsce w Almanachach wydanych przez Klub Literacki „Barwy”. Jednakże nie tylko poezja spędza sen z powiek naszego kolegi. Od wielu lat wielką i pierwszą pasją Grzesia był i jest rysunek. A rysunki mogliśmy podziwiać w czasie wieczoru poetyckiego, i chociaż nie stanowią one łącznika z metaforą słowa, tylko oddzielnie funkcjonują w świadomości artysty, były doskonałym uzupełnieniem wieczoru i prawdziwym odkryciem bogatej duszy naszego kolegi.

Zbliża się godzina pierwszego publicznego występu Grzegorza Dernera. Salonik Artystyczny przygotowany na przyjęcie poetyckich myśli. Wyeksponowane kolorowe prace. Ustawiony stolik, na którym swoje miejsce ma rzeźba sowy, świeca i inne rekwizyty. Krzesła dwa. Dla gościa i prowadzącej spotkanie – Danki.




Czekamy na słuchaczy. Płomień świecy sygnalizuje, że już za chwilę rozpocznie się poetycki wieczór. Jak zwykle publiczność nie zawiodła.




A Grzegorz spokojnym głosem czytał swoje wiersze. Cisza i zasłuchanie świadczyły o tym, jak szybko poezja trafia do serca i duszy każdego słuchacza. Pół godzinki melancholii minęło jak pięć minut. Pół godzinki, ponieważ tak niewiele czasu udało się wygospodarować, by „barwowicze” mogli zaprezentować swoją twórczość nie tylko we własnym gronie, ale również szerszej publiczności. Publiczności, która chętnie odwiedza Salonik Artystyczny Filii nr 16 i zalicza się do grona miłośników współczesnej poezji.

Po tym płomiennym zasłuchaniu jak zwykle gratulacje i pięć minut dla fotoreporterów. No i czas wraca do normy – teraz szybkie ustawienie stołów i już rozpoczynamy dyskusję o tomiku poezji Marcina Świetlickiego pt. Muzyka środka.

Dyskusja żywa, jak to zwykle bywa w „Barwach”, jednakże o wiele spokojniejsza aniżeli przy omawianiu własnych tekstów na Warsztatach Literackich. Tu o wiele szybciej dochodzi się do wspólnych konkluzji i osiąga jakiś konsensus. Nawet jeżeli rozmówcy zdarzy się zostać przy odrobinie swojego zdania, nie dzieje się nic złego. Wolność myśli. No... co innego po konkursie Jednego Wiersza. Tu dopiero można powiedzieć swoje.

Na temat wierszy Marcina Świetlickiego wypowiedzieli się pisemnie Barbara Janas i Jacek Dudek.
Serdecznie dziękuję za to, że napisali o swoich odczuciach i emocjach związanych z twórczością Marcina Świetlickiego. Cytując słowa poety „Głos powiedział – Zapraszamy! / Mistrz dał jeden krok ku światłu”.



Recenzja I - Basi

W pierwszym tekście Świetlicki wita się z czytelnikiem. Wita się po raz kolejny po długiej nieobecności. Powraca znikąd, aby rozliczyć się z zadowolonymi jego nieobecnością, aby wyegzekwować zwrot kosztów, które miały zbyt wielką wartość, bo zbyt wiele kosztuje niebyt sprowokowany? Podążamy dalej przechodząc przez wyliczankę wartości, które - jak pisze autor - przepadły. Te wartości to pamięć, naiwność, w dobrym tego słowa znaczeniu, przyszłość, a wszystko to przez obietnicę, którą obmacano? Wydawałoby się, że dalej nie można, jednak nie tym razem gdyż trzeba będzie robić bez światła?. Podmiot liryczny przyjął pokornie stratę i ma odwagę, by napisać, a pisze z dystansem o sprawach prywatnych, o których możemy przeczytać, nie w samych słowach, a poza nimi. To między wersami tworzy się niesamowita intymność, która łączy czytelnika z autorem. Wers po wersie Świetlicki wprowadza nas subtelnie w kolejne etapy własnego doznawania poprzez głosy i dom. Dom, który się kończy, a nie mając do niego powrotu jesteśmy skazani na świat, który nie ma ramion, nie ma ciepłego oddechu? Łagodny opis dramatu, sprzeczność pomiędzy słowem a odczuciem czytelnika podnosi wartość tekstów pozornie prostych i przejrzystych. W kolejnych utworach pojawiają się postaci: mężczyzna, który nie śpi i kobieta, która jest zmęczona. To ona zostawiła niegdyś wiadomość na małej karteczce, z zaproszeniem. Karteczka pożółkła i mężczyzna rozpoznaje już tylko drzwi, w których ją pozostawiono. Świetlicki kondensuje przeszłość i odcina się od niej, używając prostej formy, pozbawionej ozdobników, przenośni i metafor. Poprzez tekst mówi wprost pozostawiając dużą przestrzeń do interpretacji. Wiele wierszy Świetlickiego po prostu czujemy, nie jest nam potrzebne zastanowienie, te wiersze oddychają, a my czujemy ich oddech na plecach.
Barbara Janas

Recenzja II - Jacka

Po przeczytaniu kilku, w porywie jeszcze kilku, tekstów z tomiku Marcina Świetlickiego Muzyka środka, przestałem zastanawiać się nad wiecznym, zawieszonym pytaniem, o czym pisze autor. W zamian rozpocząłem wędrówkę od tekstu do tekstu w poszukiwaniu muzyki, czegoś dla siebie, liryki symbolicznej i wszelkich temu pochodnych zabiegów literackich, które mógłbym ułożyć w ramy własnych widzeń danego wiersza. Taki sposób spojrzenia na wiersze Marcina Świetlickiego opłacił się, ponieważ nie zawiodłem się w odbiorze ciekawych wrażeń poetyckich. Autor w każdym tekście zatrzymuje mnie w zawiasach takowych poszukiwań nie tyle delikatnymi metaforami, przenośniami, ile mocnymi porównaniami, nie sili się na wieszanie słowom kolczyków i kolii, zostawia je gołe, prawdziwe, czasem wręcz do zniesmaczenia, lecz mieszczących się w granicach taktu literackiego. Zabiegi rodzaju buduję, kłamię (księżyc), poddanie, Konspiracja (cena), rezygnacja, odwaga (głosy), obcość świata, dom (dom?), noc jest, jak się wyraża noc (bolesny brak zrozumienia) itd. są głębokim przejawem ludzkiej obserwacji rzeczywistości. To jest dla mnie „muzyka środka”. Autor ujmuje czytelnika filozoficznymi końcówkami, zostawiając go w zamyśleniu. Chciałbym również zwrócić uwagę na ciekawy sposób przedstawienia siebie czytelnikowi. Ostrzega, a jednocześnie zachęca, wskazuje pozytyw bycia walczącym o zaistnienie. Jedyny minus, oprócz pierwszych wrażeń podczas czytania, jaki przychodzi mi postawić, to tekstowe wstawki patriotyczno- polityczne. Może następny tomik, zamiast powyższych, podąży za kolejnymi, nowymi rozwiązaniami ze świata poetyki, byle autor nie tracił wigoru dla nowych pomysłów na słowo.
Jacek Dudek

Jestem przekonana, że warto poświęcić swój czas dla tej poezji i wraz z autorem udać się drogą wiersza. „A gdziekolwiek się pójdzie, zawsze / drogą powrotną to będzie”.

Następnie dalsza część pierwszo-piątkowego spotkania. Na początek, oczywiście, konkurs, w którym udział wzięli następujący kaskaderzy: Basia Janas, Marta Bociek, Mirka Pajewska, Grzegorz Derner, Danka Dąbrowska-Obrodzka, Basia Sładek.

Wszyscy przeszli pozytywnie przez karkołomny wyczyn czytania swoich wierszy. Każdy przez dwie próby. Następny punkt zawodów to ocena sędziowskiego gremium, w skład którego wchodzi każdy, kto uczestniczy w spotkaniu. Zarówno ten, co czyta i ten, któremu zabrakło odwagi, i ten, co to natchnienie sprawiło mu psikusa i nie napisał tekstu. I ten wysoki, i tamten niższy. Tak jest w „Barwach”. Pełna demonstracja.




No i przeczytali-(śmy). Zagłosowali–(śmy), a prezes, jak to bywa w pierwszy piątek miesiąca, wyuczoną matematyką rzetelnie dodaje punkty, sumuje, ogłasza werdykt: "dwa teksty z taką samą ilością głosów". Tekst Grzegorza i tekst Danki. I co? Dogrywka!

Karkołomna jazda na dwa wiersze. Czytamy. Bez potknięcia płynnie przeszli-(śmy) z Grzegorzem przez każdy wyraz, który w takiej dogrywce jest nie lada przeszkodą. A teraz kolejne głosowanie. Czekamy i słuchamy: kto na kogo. Zaczyna się wyliczanka - Danka, Grzegorz, Danka, Grzegorz, Danka, Danka.

Okazało się, że wierszem miesiąca września został tekst Danki. Zatem laureatką została Danuta Dąbrowska-Obrodzka. Radość przeogromna. Uścisk prezesa, brawa i pozujemy do wspólnego zdjęcia. Tak jest w każdym miesiącu. Jak na wielkiej arenie. Wzrost poziomu adrenaliny, potem start i ostra walka, na koniec gorycz porażki i tylko jeden laur zwycięstwa.



A dalej? Dalej to już same tylko przyjemności słuchania. Jak wiadomo, ta przyjemność nie jest darem dla autora omawianego tekstu. Jest przypisana osobie, która weźmie do ręki wiersz i zmierzy się z nim jak na kolejnych zawodach. Tacy jesteśmy. Pasjami szukamy: Co tu wypunktować? Co tu skreślić? Co ogłosić dumnie – „BANAŁ”. Albo „To już było, a to jest ograny chwyt”. „Noooo Ale tutaj jest super, pięknie”. „Ta metafora zwala z nóg”. Tak też mówimy. I zaczyna się analiza poszczególnych zawodników. Co do setnej sekundy mierzy się wiersz. A może karkołomnym wyczynem jest przeżyć ową analizę własnego ukochanego tekstu? Gdy sędziowie więksi i mniejsi biorą pod lupę każdy centymetr litery, każdy krok wyrazu i każdy skok wersu. A potem treść. To znaczy, co Ci z tego wyszło? Bo pal sześć co miał na myśli poeta. I tak mierzymy, tniemy, stawiamy kropki i wyrzucamy tytuły. „Po co?”, ktoś zapyta?

Odpowiedź jest prosta: tylko po to, by spotkać się, uściskać dłoń na powitanie, cieszyć się ze wspólnej obecności i powiedzieć sobie wszystko – wierszem i „bezwierszem”. I że warto każde drgnienie czasu zamienić w indywidualny sens słowa. Spotkać się, pogawędzić o poezji, wyrwać z obowiązków poetyckie nadzieje i przyjść na igrzyska. Zapalić nasz olimpijski znicz. A późnym wieczorem popatrzeć sobie w oczy i powiedzieć „do zobaczenia za miesiąc”. Zdmuchnąć światełko i szukać twórczej weny i ćwiczyć słowa, by w kolejnym pojedynku wygrać medal miesiąca.

Niby nic, powie przechodzień. Odpowiem: „To nie jest nic – to jest poezja”.

(nadesłała: Danuta Dąbrowska-Obrodzka - moderator DKK w Rudzie Śląskiej)