czwartek, 17 września 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Barwy" 4 września 2009 r.

***

Salonik Artystyczny Filii nr 16
Dyskusyjny Klub Książki "Barwy"

Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Rudzie Śląskiej

4 września 2009 r.

W programie:

godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Martą Bociek
godz. 18.00 Dyskusja o poezji współczesnej
godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza, Warsztaty Literackie

Marta Bociek jest z nami barwowiczami od wielu, wielu lat. Pamiętam, jak przychodziła do klubu jako licealistka. Cicha i delikatna, ze spokojem w głosie, czytała swoje młodziutkie wiersze.

Jednakże w pewnym momencie słuch o naszej Marcie zaginął. Czyżby zapomniała o wierszach? A może to codzienność i proza życia zadecydowała, że przy sprawdzaniu barwowiczowej obecności, głosu Marty nikomu nie udało się usłyszeć.

Ale po długiej nieobecności Marta Bociek wróciła do "Barw". Na spotkania przychodzi regularnie i zawsze przygotowana, to znaczy zawsze z wierszem niestandardowo „wystukanym” na komputerze. A to „wystukanie” jest osobistym i chrakterystycznym znakiem Marty.

Tematyka wierszy różnorodna. Utwory poetyckie napisane w niepowtarzalnym stylu i formie. Marta ogarnia wierszowane życie okiem kobiecym, a często matczynym wzrokiem zauważa bogactwo dziecięcego raju. Starannie dobrane słowa wzbogacają wnętrze każdego tekstu. A to powoduje, że już niejeden jej utwór otrzymał tytuł „Wiersza miesiąca”.

Ale Barta Bociek nie tylko pochyla się nad tekstem własnej roboty, równie pieczołowicie stara się także odczytać każdą zaszyfrowaną myśl koleżanki oraz kolegi po piórze. Chwali wszystko to, co zrobiło na niej pozytywne wrażenie i bez agresji w głosie i gestach mówi o wierszach, bądź pojedynczych metaforach, które w jej odczuciu są niezrozumiałe.



MARTA BOCIEK – BARWOWICZKA
ciepła i nostalgiczna
uraczy nas dzisiaj swoją poezją
zapraszamy



Miło mi przywitać gości, którzy ten dzisiejszy wieczór postanowili spędzić z poetycką rzeczywistością naszej koleżanki. Przypomnę tylko, że spotkania autorskie odbywają się w ramach prezentacji dorobku twórczego członków Klubu Literackiego "Barwy".

***

Po długiej wakacyjnej przerwie, dzisiejsza uroczystość przy poetyckim stole znów zapowiada się nostalgicznie i refleksyjnie. Toteż w Saloniku Artystycznym zapanowała błogosławiona cisza.



Marta czyta swoje teksty.

Rozpoczęła od tych dawnych, może już trochę zapomnianych.

Wszyscy wsłuchani w każdą wypowiedzianą na głos myśl, starali się chłonąć ją i zapamiętać. A myśli – wiersze błądziły nie tylko po twarzach znieruchomiałych w zasłuchaniu, ale również siadały cichutko na pejzażach zdobiących nasz Salonik.

Marta przechodziła z wiersza na wiersz – spokojnie – bez pośpiechu, jakby chciała te magiczne chwile, należące dzisiaj tylko i wyłącznie dla niej - zatrzymać.

Z rumieńcami na twarzy lekko i pięknie spacerowała swoją twórczą drogą i nagle poinformowała wszystkich, że za chwilę będzie u celu tej poetyckiej wędrówki, ponieważ przeczyta ostatni już wiersz. I przeczytała.

Nagrodzona brawami i obdarowana tomikiem poezji Ewy Lipskiej wzruszona Marta ukłoniła się publiczności.

Oczywiście nie zabrakło gratulacji i uścisków od najbliższych, a to bardzo ważne. Wzruszenie na twarzy ojca, sióstr, przyjaciół. Z dumą spoglądający na liryczną muzę mąż Bartek i równie dumny syn – lepszego zakończenia tegoż poetyckiego wystąpienia nie mogła sobie Marta wymarzyć.


Występując w roli prowadzącej podziękowałam za spotkanie, za klimat i zaprosiłam wszystkich gości do uczestnictwa w dalszej części spotkania barwowiczów.

Za chwilę dyskusja o poezji Jana Twardowskiego, następnie tradycyjny Turniej Jednego Wiersza i Warsztaty Literackie.

Przemeblujemy tylko Salonik i rozpoczynamy dalszą część tych refleksyjnych uniesień, bo już na warsztatach, czyli w tej części wzlotów i upadków, refleksyjność odejdzie na drugi plan. Wtedy na naszych twarzach będzie się rysować mina wszechwiedzącego i najlepszego literackiego krytyka.

Ale teraz na poważnie - dyskusja.

Polski Rok
Jana Twardowskiego



Dlaczego "Polski"? Jedno pytanie - wiele odpowiedzi. To rok dwunastu polskich miesięcy. To „Polski rok”, gdzie tylko tu możemy doszukać się sześciu jego pór. To również rok kalendarzowy, rok świecki. I ten Boży – liturgiczny. To „Polski rok” - świąt, zwyczajów, a także rok polskich ważnych rocznic. Ale myślę, że to również nasz „Osobisty rok”, w którym z
każdym dniem nabieramy doświadczeń zmagamy się z przeciwnościami losu, śmiejemy się wspólnie z przyjaciółmi, rodzimy dzieci, wzruszeni - płaczemy na ślubach synów i córek, bawimy się na weselach, i szlochamy nad grobami.


W tomiku poezji pt. „Polski rok”, ksiądz Jan Twardowski – teolog, poeta nie wpiera czytelnikowi teologicznych dogmatów bądź naukowych wywodów. Prowadzi czytelnika spokojnie - wiersz po wierszu z wiarą w Boga i w człowieka.


W nieszablonowy sposób opisuje pory roku i przypadające w danym okresie święta. Ten
tomik jest poetyckim kalendarzem, z którego nie wyrzucimy ani jednej karteczki z minionym dniem. Tu nie ma zakreślonych na czarno dat czy też odznaczonych na czerwono niedziel i świąt. Natomiast są dni refleksji i dni poetyckiego, nabożnego uczestniczenia w zwyczajnym życiu. W tym kalendarzu jest szczęście modlitwy i stąpanie bosą stopą po boskiej i ludzkiej ziemi.

W tym kalendarzu „biegniesz w stronę, z której nikt nie wrócił”, tu „deszcz jesienny co pada długo pomalutku / niewyspowiadany grzech naszego smutku”, tu znajdziesz „duszę stale zdumioną” i „poziomkę punktualnie zawsze w połowie czerwca”. Możesz też poprosić „Matkę Bożą abyśmy po śmierci w każdą wolną sobotę chodzili po lesie, bo niebo nie jest niebem, jeśli wyjścia nie ma.” „Polski rok” Jana Twardowskiego to tomik wierszy, w którym znalazły swoje miejsce wszystkie wydarzenia, w których Bóg, człowiek i przyroda grają pierwsze skrzypce. A taka muzyka przetrwa każdą niepogodę, najgorszą burzę i w ciszy skieruje się w stronę człowieka, który zwątpił. To utwory przepełnione myślą liryczną, z którą powędrujemy w najdalsze zakamarki duszy. Te słowa pozwolą nam odkrywać siebie, ponieważ przemawiają tak po ludzku i tak poetycko.

Weźcie proszę „Polski rok” w swoje ręce. Usiądźcie wygodnie i karta po karcie pospacerujcie po polskich miastach, i polach, i łąkach, i świętach. A kto ma potrzebę modlitwy, zapewniam, że znajdzie „jasnogórskie rysy”. Kto zatopi się w historię, zobaczy jej odbicie. Kto szuka krajobrazów, powędruje przez „lipce z koźlakami”, „pośpiewa przy ognisku” i „ze świstakiem zapadnie w sen”. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko życzyć Wam „Szczęśliwego Polskiego Roku”.

I po tych westchnieniach i uniesieniu przechodzimy do naszej codziennej prozy i poezji.

Rozpoczyna się Turniej Jednego Wiersza. Na starcie czekają już uczestnicy turnieju.

Ale to nie jest taki zwyczajny olimpijski start na setkę, na dwieście czy czterysta metrów. To nie jest bieg przez płotki bądź maraton.

To, co to jest? – zapytasz? Odpowiem! To start poetyckich zmagań ze słowem, które próbujemy ujarzmić, którym pragniemy nadać jakiś nowy i niecodzienny sens.

To jest start poetyckich dojrzałości i młodzieńczych szaleństw.
Kto we wrześniu okaże się najlepszy na słowa?

Te piękne i piękniejsze.
Te mądre i mądrzejsze.
Te wesołe i weselsze.
Te filozoficzne, które ocierają się o traktaty
i te wyznania miłosne – jakże nam potrzebne.

I zgodnie z treścią – czytamy nasze wiersze. Raz z zawieszeniem głosu, to znów solidarnie z ostro brzmiącym rytmem słów, albo z figlarnym uniesieniem szeptu. To wszystko po to, by na umownej naszej mecie osiągnąć „mistrzostwo świata”. By obdarowano nas pochwałami i aby ten
jedyny w swoim rodzaju uścisk prezesa, i ta książka na pamiątkę, i te oklaski głośno brzmiące, przypominały jak bardzo jesteśmy poetyccy – chociażby tylko od wielkiego święta.

Jednakże tak dobrze to w Barwach nie jest. Nie! Nie! Tak się nie zdarza! Uniesienie! –Owszem, ale na krótką chwilę, później odczuwasz twardy stołek na delikatnej części ciała. Z jednej strony uraczą cię gromkimi brawami, by już za moment ostudzić Cię kubłem zimnej wody - tak tylko - dla lekkiej ochłody.

Tym razem, 4 września 2009 roku, te wszystkie za i przeciw otrzymał Marcin Rokosz. To jego wiersz zdobył laur zwycięstwa.


Brawa – dyplom - książka – gratulacje – zdjęcia. To, co zawsze. Jesteśmy przyzwyczajeni, ale i tak bawimy się jak dzieci. Zawsze z takim samym zapałem i ekscytacją, jakby to było znów ten wyjątkowy i niepowtarzalny - pierwszy raz.

Po tej wielkiej uroczystości przystępujemy do znacznie mniej atrakcyjnej części widowiska na poetyckiej arenie. Teraz warsztaty.

Rozdajemy wszystko, co komu należne. Uśmiechy, pochwały, krytyczne uwagi.
I tak do (nie)znudzenia od 25 lat.

I teraz wyobraźcie sobie, że na każdym skrawku naszego ciała jest wszystko – sińce, zaczerwienienia, blizny. Lecz na szczęście pozostają jeszcze gładkie i nietknięte części naszego organizmu. Oby w przyszłości było ich jak najwięcej. Poetyckie sine – widoki, pozostają w naszych oczach, a pomysły na wiersz znów budzą się w sercach i umysłach - daj nam Panie Boże.

Bo już za miesiąc kolejny pierwszy piątek. Już dziś czekamy na ten dzień tylko nasz jedyny w swoim rodzaju. Dzień Poezji.


A PANI POEZJA PIĘKNA I W ZADUMIE, W LEKKIM UŚMIECHU
POD BRODĘ PODPARTA - MYŚLI



A ja zapraszam na kolejne spotkanie. Odbędzie się 02 października o godz. 17.30.

Salonik Artystyczny Filii nr 16 zawsze przygotowany na przyjęcie gości.
Zapraszam Was wierszem naszego prezesa Jerzego Obrodzkiego:


„BARWY”

…jest takie miejsce
gdzie zlatują się ptaki


gdzie świat nie jest określony


„stąd – dotąd”

inny sączy się czas...


na szczęście jest w środku

Człowiek
-

i to wszystko…


Jerzy Obrodzki

Do zobaczenia!
Danuta Dąbrowska-Obrodzka

Brak komentarzy: