piątek, 17 października 2008

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK KL "Barwy" 5 września 2008 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki –Klub Literacki „Barwy”




Salonik Artystyczny
Filii nr 16
Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rudzie Śląskiej

5 września 2008 r.





W programie:
  1. godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Grzegorzem Dernerem
  2. godz. 18.00 Dyskusja o poezji Marcina Świetlickiego na podstawie tomiku poezji pt. Muzyka środka
  3. godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza
  4. Warsztaty Literackie
Grzegorz Derner – spokojna twarz. Okulary dodają profesorskiej powagi.
Grzegorz – poeta. Grzegorz – nauczyciel. Grzegorz – rysownik.
Do Klubu Literackiego „Barwy” zagląda z Zabrza. Jak na „barwowicza” przystało, jest wielokrotnym laureatem Turnieju Jednego Wiersza.

Twórczość naszego kolegi to ciekawa i wielowymiarowa materia słów, ułożona w logicznym metaforycznym ciągu. Artystyczny język umiejętnie wpleciony jest w rzeczywisty obraz postrzegania teraźniejszości. W tekstach Grzegorza czytelnik nierzadko może doszukać się dystansu do otaczającego nas świata. Aby uwiarygodnić te słowa, zacytuję Grzegorza, sprzed czternastu lat. Po pierwsze i najważniejsze, Grzegorz Derner zauważył, że się urodził: „ukończyłem szkoły, nawet wyższe uczelnie (…) i piszę wiersze – jak wszyscy, czasem także czytam wiersze, co już robią tylko niektórzy. Wszystko po to, aby stać się nieśmiertelnym albo przynajmniej poderwać jakąś „fajną laskę(…)”. Czasem, gdy G. Derner czyta swoje utwory, ton jego głosu przybiera lekko cyniczną barwę. Ten podświadomy zabieg umożliwia odbiór tekstów na wiele różnych sposobów, zgodnych z doświadczeniem i wrażliwością indywidualnego czytelnika. Jednakże w wielu wierszach - jak na mężczyznę przystało - Grzegorz Derner jest niezwykle liryczny i ciepły, przekazując czytelnikowi z wielką powagą rzeczy istotne i znaczące w życiu każdego człowieka. np. opisując ojcowską miłość.



Przez te wszystkie lata barwnego wierszowego barwo-biczowania twórca stale rozwija swój warsztat poetycki i zmienia styl uprawiania poezji. Każde nowe spojrzenie poety na problem często stanowi klucz do ważnego odkrycia czy też przełomu w skamieniałym sposobie myślenia.

A wiersze Grzegorza wędrują wokół przeróżnej tematyki. Roztaczają metafizyczne światło, niebezpieczny cień i wiekuiste marzenia - to wszystko, co my czytelnicy nazywamy - dosłownie - życiem.

Twórczość Grzegorza Dernera znalazła swoje miejsce w Almanachach wydanych przez Klub Literacki „Barwy”. Jednakże nie tylko poezja spędza sen z powiek naszego kolegi. Od wielu lat wielką i pierwszą pasją Grzesia był i jest rysunek. A rysunki mogliśmy podziwiać w czasie wieczoru poetyckiego, i chociaż nie stanowią one łącznika z metaforą słowa, tylko oddzielnie funkcjonują w świadomości artysty, były doskonałym uzupełnieniem wieczoru i prawdziwym odkryciem bogatej duszy naszego kolegi.

Zbliża się godzina pierwszego publicznego występu Grzegorza Dernera. Salonik Artystyczny przygotowany na przyjęcie poetyckich myśli. Wyeksponowane kolorowe prace. Ustawiony stolik, na którym swoje miejsce ma rzeźba sowy, świeca i inne rekwizyty. Krzesła dwa. Dla gościa i prowadzącej spotkanie – Danki.




Czekamy na słuchaczy. Płomień świecy sygnalizuje, że już za chwilę rozpocznie się poetycki wieczór. Jak zwykle publiczność nie zawiodła.




A Grzegorz spokojnym głosem czytał swoje wiersze. Cisza i zasłuchanie świadczyły o tym, jak szybko poezja trafia do serca i duszy każdego słuchacza. Pół godzinki melancholii minęło jak pięć minut. Pół godzinki, ponieważ tak niewiele czasu udało się wygospodarować, by „barwowicze” mogli zaprezentować swoją twórczość nie tylko we własnym gronie, ale również szerszej publiczności. Publiczności, która chętnie odwiedza Salonik Artystyczny Filii nr 16 i zalicza się do grona miłośników współczesnej poezji.

Po tym płomiennym zasłuchaniu jak zwykle gratulacje i pięć minut dla fotoreporterów. No i czas wraca do normy – teraz szybkie ustawienie stołów i już rozpoczynamy dyskusję o tomiku poezji Marcina Świetlickiego pt. Muzyka środka.

Dyskusja żywa, jak to zwykle bywa w „Barwach”, jednakże o wiele spokojniejsza aniżeli przy omawianiu własnych tekstów na Warsztatach Literackich. Tu o wiele szybciej dochodzi się do wspólnych konkluzji i osiąga jakiś konsensus. Nawet jeżeli rozmówcy zdarzy się zostać przy odrobinie swojego zdania, nie dzieje się nic złego. Wolność myśli. No... co innego po konkursie Jednego Wiersza. Tu dopiero można powiedzieć swoje.

Na temat wierszy Marcina Świetlickiego wypowiedzieli się pisemnie Barbara Janas i Jacek Dudek.
Serdecznie dziękuję za to, że napisali o swoich odczuciach i emocjach związanych z twórczością Marcina Świetlickiego. Cytując słowa poety „Głos powiedział – Zapraszamy! / Mistrz dał jeden krok ku światłu”.



Recenzja I - Basi

W pierwszym tekście Świetlicki wita się z czytelnikiem. Wita się po raz kolejny po długiej nieobecności. Powraca znikąd, aby rozliczyć się z zadowolonymi jego nieobecnością, aby wyegzekwować zwrot kosztów, które miały zbyt wielką wartość, bo zbyt wiele kosztuje niebyt sprowokowany? Podążamy dalej przechodząc przez wyliczankę wartości, które - jak pisze autor - przepadły. Te wartości to pamięć, naiwność, w dobrym tego słowa znaczeniu, przyszłość, a wszystko to przez obietnicę, którą obmacano? Wydawałoby się, że dalej nie można, jednak nie tym razem gdyż trzeba będzie robić bez światła?. Podmiot liryczny przyjął pokornie stratę i ma odwagę, by napisać, a pisze z dystansem o sprawach prywatnych, o których możemy przeczytać, nie w samych słowach, a poza nimi. To między wersami tworzy się niesamowita intymność, która łączy czytelnika z autorem. Wers po wersie Świetlicki wprowadza nas subtelnie w kolejne etapy własnego doznawania poprzez głosy i dom. Dom, który się kończy, a nie mając do niego powrotu jesteśmy skazani na świat, który nie ma ramion, nie ma ciepłego oddechu? Łagodny opis dramatu, sprzeczność pomiędzy słowem a odczuciem czytelnika podnosi wartość tekstów pozornie prostych i przejrzystych. W kolejnych utworach pojawiają się postaci: mężczyzna, który nie śpi i kobieta, która jest zmęczona. To ona zostawiła niegdyś wiadomość na małej karteczce, z zaproszeniem. Karteczka pożółkła i mężczyzna rozpoznaje już tylko drzwi, w których ją pozostawiono. Świetlicki kondensuje przeszłość i odcina się od niej, używając prostej formy, pozbawionej ozdobników, przenośni i metafor. Poprzez tekst mówi wprost pozostawiając dużą przestrzeń do interpretacji. Wiele wierszy Świetlickiego po prostu czujemy, nie jest nam potrzebne zastanowienie, te wiersze oddychają, a my czujemy ich oddech na plecach.
Barbara Janas

Recenzja II - Jacka

Po przeczytaniu kilku, w porywie jeszcze kilku, tekstów z tomiku Marcina Świetlickiego Muzyka środka, przestałem zastanawiać się nad wiecznym, zawieszonym pytaniem, o czym pisze autor. W zamian rozpocząłem wędrówkę od tekstu do tekstu w poszukiwaniu muzyki, czegoś dla siebie, liryki symbolicznej i wszelkich temu pochodnych zabiegów literackich, które mógłbym ułożyć w ramy własnych widzeń danego wiersza. Taki sposób spojrzenia na wiersze Marcina Świetlickiego opłacił się, ponieważ nie zawiodłem się w odbiorze ciekawych wrażeń poetyckich. Autor w każdym tekście zatrzymuje mnie w zawiasach takowych poszukiwań nie tyle delikatnymi metaforami, przenośniami, ile mocnymi porównaniami, nie sili się na wieszanie słowom kolczyków i kolii, zostawia je gołe, prawdziwe, czasem wręcz do zniesmaczenia, lecz mieszczących się w granicach taktu literackiego. Zabiegi rodzaju buduję, kłamię (księżyc), poddanie, Konspiracja (cena), rezygnacja, odwaga (głosy), obcość świata, dom (dom?), noc jest, jak się wyraża noc (bolesny brak zrozumienia) itd. są głębokim przejawem ludzkiej obserwacji rzeczywistości. To jest dla mnie „muzyka środka”. Autor ujmuje czytelnika filozoficznymi końcówkami, zostawiając go w zamyśleniu. Chciałbym również zwrócić uwagę na ciekawy sposób przedstawienia siebie czytelnikowi. Ostrzega, a jednocześnie zachęca, wskazuje pozytyw bycia walczącym o zaistnienie. Jedyny minus, oprócz pierwszych wrażeń podczas czytania, jaki przychodzi mi postawić, to tekstowe wstawki patriotyczno- polityczne. Może następny tomik, zamiast powyższych, podąży za kolejnymi, nowymi rozwiązaniami ze świata poetyki, byle autor nie tracił wigoru dla nowych pomysłów na słowo.
Jacek Dudek

Jestem przekonana, że warto poświęcić swój czas dla tej poezji i wraz z autorem udać się drogą wiersza. „A gdziekolwiek się pójdzie, zawsze / drogą powrotną to będzie”.

Następnie dalsza część pierwszo-piątkowego spotkania. Na początek, oczywiście, konkurs, w którym udział wzięli następujący kaskaderzy: Basia Janas, Marta Bociek, Mirka Pajewska, Grzegorz Derner, Danka Dąbrowska-Obrodzka, Basia Sładek.

Wszyscy przeszli pozytywnie przez karkołomny wyczyn czytania swoich wierszy. Każdy przez dwie próby. Następny punkt zawodów to ocena sędziowskiego gremium, w skład którego wchodzi każdy, kto uczestniczy w spotkaniu. Zarówno ten, co czyta i ten, któremu zabrakło odwagi, i ten, co to natchnienie sprawiło mu psikusa i nie napisał tekstu. I ten wysoki, i tamten niższy. Tak jest w „Barwach”. Pełna demonstracja.




No i przeczytali-(śmy). Zagłosowali–(śmy), a prezes, jak to bywa w pierwszy piątek miesiąca, wyuczoną matematyką rzetelnie dodaje punkty, sumuje, ogłasza werdykt: "dwa teksty z taką samą ilością głosów". Tekst Grzegorza i tekst Danki. I co? Dogrywka!

Karkołomna jazda na dwa wiersze. Czytamy. Bez potknięcia płynnie przeszli-(śmy) z Grzegorzem przez każdy wyraz, który w takiej dogrywce jest nie lada przeszkodą. A teraz kolejne głosowanie. Czekamy i słuchamy: kto na kogo. Zaczyna się wyliczanka - Danka, Grzegorz, Danka, Grzegorz, Danka, Danka.

Okazało się, że wierszem miesiąca września został tekst Danki. Zatem laureatką została Danuta Dąbrowska-Obrodzka. Radość przeogromna. Uścisk prezesa, brawa i pozujemy do wspólnego zdjęcia. Tak jest w każdym miesiącu. Jak na wielkiej arenie. Wzrost poziomu adrenaliny, potem start i ostra walka, na koniec gorycz porażki i tylko jeden laur zwycięstwa.



A dalej? Dalej to już same tylko przyjemności słuchania. Jak wiadomo, ta przyjemność nie jest darem dla autora omawianego tekstu. Jest przypisana osobie, która weźmie do ręki wiersz i zmierzy się z nim jak na kolejnych zawodach. Tacy jesteśmy. Pasjami szukamy: Co tu wypunktować? Co tu skreślić? Co ogłosić dumnie – „BANAŁ”. Albo „To już było, a to jest ograny chwyt”. „Noooo Ale tutaj jest super, pięknie”. „Ta metafora zwala z nóg”. Tak też mówimy. I zaczyna się analiza poszczególnych zawodników. Co do setnej sekundy mierzy się wiersz. A może karkołomnym wyczynem jest przeżyć ową analizę własnego ukochanego tekstu? Gdy sędziowie więksi i mniejsi biorą pod lupę każdy centymetr litery, każdy krok wyrazu i każdy skok wersu. A potem treść. To znaczy, co Ci z tego wyszło? Bo pal sześć co miał na myśli poeta. I tak mierzymy, tniemy, stawiamy kropki i wyrzucamy tytuły. „Po co?”, ktoś zapyta?

Odpowiedź jest prosta: tylko po to, by spotkać się, uściskać dłoń na powitanie, cieszyć się ze wspólnej obecności i powiedzieć sobie wszystko – wierszem i „bezwierszem”. I że warto każde drgnienie czasu zamienić w indywidualny sens słowa. Spotkać się, pogawędzić o poezji, wyrwać z obowiązków poetyckie nadzieje i przyjść na igrzyska. Zapalić nasz olimpijski znicz. A późnym wieczorem popatrzeć sobie w oczy i powiedzieć „do zobaczenia za miesiąc”. Zdmuchnąć światełko i szukać twórczej weny i ćwiczyć słowa, by w kolejnym pojedynku wygrać medal miesiąca.

Niby nic, powie przechodzień. Odpowiem: „To nie jest nic – to jest poezja”.

(nadesłała: Danuta Dąbrowska-Obrodzka - moderator DKK w Rudzie Śląskiej)

Brak komentarzy: