piątek, 27 listopada 2009

Miejska Biblioteka Publiczna w Rudzie Śląskiej - DKK "Barwy" 5 czerwca 2009 r.

***

Dyskusyjny Klub Książki - Klub Literacki "Barwy"

Salonik Artystyczny Filii nr 16
Miejskiej Biblioteki Publicznej
w Rudzie Śląskiej

5 czerwca 2009 r.

W programie:
godz. 17.30 Spotkanie autorskie z Mirosławą Pajewską
godz. 18.00 dyskusja o "Pomarańczy Newtona" Ewy Lipskiej
godz. 19.00 Turniej Jednego Wiersza, Warsztaty Literackie

POETKA - Mirosława Pajewska...


... od wielu lat uczestniczy w spotkaniach Klubu Literackiego "Barwy". Mirka jest również laureatką Turniejów Jednego Wiersza, które należą do cyklicznego programu barwowiczów. Poetka zdobywa także laury w konkursów poetyckich organizowanych przez inne ośrodki kultury.

Wiersze poetki znalazły swoje miejsce zarówno w Almanachach Klubu Literackiego "Barwy" oraz w wielu innych zbiorach poezji. Jak każdy barwowicz, ma swoją poetykę i swój sposób przekazywania czytelnikowi własnych spostrzeżeń, myśli i dywagacji na temat otaczającego świata.

To kolejny dowód, że w Klubie Literackim "Barwy" - mimo iż w tym roku kończy on 25 lat działalności – każdy z klubowiczów zachował odrębny język, styl, metaforykę, a co najważniejsze: nikt nie stara się naśladować innego poety.

Mirka jest częstym gościem w klubach poetyckich, które działają w miastach ościennych. Opowiada nam o tych spotkaniach i o ludziach, których poznała.

Miłośników poezji zapraszamy na spotkanie autorskie z Mirosławą Pajewską.

Mirka jak ten czerwcowy wiatr kręciła się po Saloniku Artystycznym oczekując swoich gości.
Przyszli!


Na naszym stole zapalona świeca, na swoim miejscu stoi piękna rzeźba Sowy. Mirka przyniosła na spotkanie swój talizman, na szczęście udanego wieczoru. Był to kamień, którego natura wyrzeźbiła tak pięknie, jakby długo przebywał w rękach zdolnego artysty.


Wszystko przygotowane. Powitałam gości. Przedstawiłam poetkę i oddałam jej głos.


Mirka na wstępie podzieliła się z nami swoimi refleksjami na temat Klubu Literackiego "Barwy". Powiedziała o tym, co zadecydowało, że od 15 lat niemal co miesiąc uczestniczy w spotkaniach.
Następnie wprowadziła nas w swój jedyny i niepowtarzalny poetycki wszechświat.


Czytała wyraźnie i głośno, z przejęciem w głosie. Czytała wiersze - zarówno te napisane przed laty jaki i te napisane „dziś”. Nie był to chronologiczny obraz twórczej drogi naszej koleżanki, ale ten zabieg w niczym nie przeszkodził słuchaczom w odbiorze poezji Mirosławy Pajewskiej.

Mirka nie wprowadziła nas w klimaty nostalgii i magicznych uniesień. Dlaczego? Ponieważ Mirka posiada dar krwawego opisu rzeczywistości. Aura czerwcowego chłodu i wietrznego popołudnia i aura tekstów uzupełniała się wzajemnie. Czerwiec miał być ciepły – nie jest. Świat opiewany przez poetkę miał być piękny – nie jest.

Mirka nie chce ujarzmić i zbrutalizować tego piękna, chce zwrócić uwagę czytelnika na szereg prawd, które dziś odwrócone w lustrze, powinny być uszeregowane i trafić na swoje miejsce. Poetka nie daje recept, nie dramatyzuje, daje czytelnikowi wolną wolę.

Po przeczytaniu ostatniego tekstu rozległy się oklaski. Jeszcze tylko tomik poezji na pamiątkę wieczoru i spotkanie przechodzi do historii. Czas rozpocząć dyskusję o innych wierszach innej poetki - dziś Pomarańcza Newtona Ewy Lipskiej.


O zrecenzowanie tego tomiku poezji pokusiła się Barbara Janas-Dudek:

Legenda głosi, że Newton siedząc pod jabłonią został uderzony w głowę przez spadające jabłko. Uświadomił sobie, że upadek ciała na Ziemię i ruch ciał niebieskich są powodowane tą samą siłą – grawitacją. Przekorna pomarańcza Ewy trafia w okładkę tomu jej wierszy, który trzymam przed sobą, na okładce pęknięcie. Odgarniam strony i wchodzę zwabiona inspiracją autorki. Pierwsze uderzenie słowa i wgniecenie na stronie obok... Swobodna gra słów przechodzi z politycznych zakamarków w Boga, który „przyznał się, że jest tylko człowiekiem...”. Świat zdaje się obiecywać zbyt wiele, a jego obietnice są bez pokrycia.

Ewa Lipska w kolejnych wersach przemierza epoki mówiąc "wszystko się zmienia". Od najgłębiej położonych słów panta chorei, przez czas bliżej przeszły, a mianowicie
T. Różewicza (Wszystko się zmieniło, ale nic nie widać), skupiając uwagę na dniu dzisiejszym i osobistym odbiorze zmieniającej się teraźniejszości... Stąd regularna odmiana czasowników byli, jesteśmy, będziecie... Ewa Lipska maluje obrazem, który zdaje się być żywcem wyjęty z pierwszego planu Młodego Bachusa Caravaggia – martwa natura, symbolizująca przemijalności życia. Jak widać, wiersze Ewy są zarażone bogactwem wiedzy - wiedzy, która pozostawia piętno i ewoluuje... niczym światło Newtona posklejane z cząstek pierwotnych i teraźniejszych... Zdawałoby się, że w każdej strofie następuje inne wcielenie transformacji mutujących w „osieroconą przyszłość”. Wzrok podąża dalej... Ze spraw wielkich, delikatne przejścia w intymną codzienność. Niczym Byronowska „nić w cudowne wzory kształcona i złota” autorka związuje osobisty świat z wszechświatem; siłę zewnętrzną z mikrokosmosem wewnętrznego przeżywania. Jednocześnie wymyślając swój świat od nowa. Jak pisze R. Kapuściński w Drugiej Arce przetrwa ten kto stworzył swój świat”. „Zrobił to Bóg, a po nim Homer, Michał Anioł, Mozart, Rafael, Bosch, Renoir, Chagall, Cervantes”. (Silvano De Fanti.)

Na Newtona spada jabłko „kiedy leży pod roztargnionym drzewem”, na podmiot liryczny spada człowiek, dla którego autorka podjęła próbę stworzenia świata poezji, który może przetrwać w pamięci. Z przyjemnością wchodzę na balkon rynku starego miasta, a może Rzymu. Wersy ścielą się łagodnie. Otwieram drzwi książki i płynę niesiona kolejną warstwą zdarzeń...

Barbara Janas-Dudek


Po tych dywagacjach pora na Turniej Jednego Wiersza. Barwowicze czytają!

Czytają swoje magiczne słowa, oczekując, że tym razem to już z całą pewnością oczarują słuchaczy. I tak się dzieje. Rzucamy urok na wszystkich dookoła. Czekamy na głosy, na potwierdzenie wrażliwości, wielkości i wszelkiego doceniania – chociażby tylko ten jeden jedyny raz.


Po głębokim zastanowieniu głosujemy. Po podliczeniu wszystkich punktów prezes ogłasza wynik. Tym razem doceniony został utwór poetycki Barbary Janas.

Dla laureatki oczywiście oklaski, książka, dyplom i fotka na pamiątkę.

Nie tracąc czasu na dalsze ceregiele przystępujemy do części najbardziej emocjonującej. Rozpoczynamy Warsztaty Literackie. Teraz okaże się, kto zaczarował, kto tylko czarował, a kto zaimponował bez czarodziejskiej różdżki.

Kłócą się emocje z emocjami. Pienią się słowa ze słowami. A wszystkie te uczucia w jednym kotle wypełnionym po brzegi cieczą kolorowego atramentu. A dzieje się to w towarzystwie złej czarownicy i dobrej wróżki. Odprawiamy czary. Zaklinamy słowa. Rzucamy do kotła szczyptę onomatopei z garścią przenośni. Dwie łyżki porównania z łyżeczką realu. Mieszamy dokładnie – metaforę z symbolem. Mieszamy starannie gęsim piórem zakończonym ostro. Podgrzewamy niecierpliwość. Dosypujemy dziegciu i kilka mądrych słów. Dolewamy oliwy do ognia i płonimy niczym poetyckie pochodnie. Rozgrzane policzki, wnikliwe spojrzenia, wyrafinowane miny.

Na koniec posypujemy głowy popiołem na znak pojednania i uśmiechnięci opuszczamy Salonik Artystyczny Filii nr 16. Udajemy się w swoje magiczne miejsca i w następnym kotle precyzyjnie układamy warstwa po warstwie kolejne słowa tworzące następny nasz WIELKI WIERSZ.

Do następnego wiersza.

Pozdrawiam, Danuta Dąbrowska-Obrodzka

Brak komentarzy: